ukoronowanie wędrówki - tęcza
zdziwienie, zaskoczenie
"każdy dzień upewnia mnie, Pan miłości wierny jest ..."
I znowu radość aż do łez
pisane palcem na piasku -buśka dla wszytskich
nadzwyczajny błysk w oku
silny podmuch
muszla - dementując wszelkie pomówienia jakoby była ślimakowa, prawdziwa wypluta z morza... Olu oby rozwiało to twoje wątpliwości.
piasek pod stopami:)
Iwona oddana swojej pasji
człowiek na horyzoncie
pierwsze spojrzenie
"Wychowanie dzieci to w rzeczywistości twórcza praca kształtująca naszych następców”. Wychowanie, edukacja, inwestowanie w małe, młode pokolenie ludzi, którzy w przyszłości będą liderami, lekarzami, nauczycielami, będą decydować o tym jak nam będzie się żyło. O nich z dalekiego krańca świata chcę wam opowiadać. Zarażać pasją i miłością do tego co skradło cząstkę mojego serca. O tym, że życie przeżywane z innymi i poświęcone dla innych jest piękną historią z wielokropkiem...
środa, 29 lipca 2009
nigdy nie rezygnuj w połowie drogi...
Poniedziałkowy poranek rozpoczął się podobnie jak każdy inny, wstałyśmy znowu zbyt późno by o tym nagłos mówić, ustanowiłyśmy nową tradycje jedzenia śniadanio-obiadów, szef kuchni wyczarował jak zwykle coś z niczego, w menu pojawił się makaron al dente z drugim życiem kurczaka w zalewie kropkowo musztardowej. W planach była jakaś daleka podróż do miejsca, którego nazwy już nie pamiętam, ale ponieważ czas nie był naszym sprzymierzeńcem i kruszył się jak lód postanowiłyśmy pójść na mały kompromis i miało być morze, choc nie tak daleko. Przygotowałyśmy kosz (w tym wypadku torbę z nadrukiem h&m) piknikowy i wyruszyłyśmy...kostiumy nie mówiąc już o opalaniu nie wchodziły w grę, gdyż co prawda kalendarzowe lato w Irlandii, nigdy na tyle ciepłe aby poszaleć w opalaczach, także zadowoliłam się sukienką. Droga była przyjemna, z każdej strony przyroda dostarczała nowych bodźców mym rozbieganym oczętom, było pole do gry w polo, miejski folklor, hiszpańskie hacjendy, zajezdnie autobusowe, etc. aż po wyczerpującej wędrówce doszłyśmy do naszego punktu zwrotnego, który jak się okazało był zamknięty...a to dlaczego??? budują stadiony. Nasza euforia opadła, Iwona nie znała innej drogi, a ja znowu gapowy turysta nie wzięłam mapy, no i wtopa. Poszłyśmy w jedną uliczkę CUL DE SAC(ślepa) druga podobnie, delikatny nerw pojawił się na twarzach, dwie godziny drogi i co, nic?! nie może być...ja w oddali widząc jakiś doniosły budynek chciałam przycupnąć na murku i tam skonsumować nasz prowiant ( taki pół środek,uroczy) ale Iwona wypruła do przodu, ja goniłam za nią raz w prawo, skręt w lewo, tu jakieś skrzyżowanie, mijając stacje benzynową i bramę umieszczoną nie wiadomo skąd na pobliskim parkingu doszłyśmy do parku i wszystko stało się jasne, przypomniała sobie drogę. Ja ocierając pot z czoła biegłam za nią próbując jeszcze złapać w obiektywie małe co nie co, aż zobaczyłam coś co zaparło mój dech...palmy i morze, piasek, trudno opisać ten widok...po prostu piękno. I naszła mnie małą refleksja gdybym została tam na tym murku, nigdy nie zobaczyłabym tego, jak w życiu jeśli poddajemy się w połowie drogi, będąc już niemal na finiszu pozbawiamy się szansy zobaczenia czegoś wielkiego...resztę zobaczycie na zdjęciach.
piątek, 24 lipca 2009
urocze zakończenie dnia...
to kolejne zjęcie z cyklu dziwne...
budynek z kolorowego szkła
hany, a to dla ciebie, nie mogłam sie oprzeć
że skaczę z radości
a to zdjęcie z wyjątkową dedykacją dziś dla mojej mamusi...wszytskiego najlepszego z okazji urodzin, tak bardzo cię kocham!!!
uśmiech od ucha do ucha
wspomniane adidaski w gustownym kolorze
budujemy
były galerie
uliczni grajkowie, tak swoją karierę rozpoczyna wschodząca gwiazda
podróż szynobusem - luas
to kolejne zjęcie z cyklu dziwne...
budynek z kolorowego szkła
hany, a to dla ciebie, nie mogłam sie oprzeć
że skaczę z radości
a to zdjęcie z wyjątkową dedykacją dziś dla mojej mamusi...wszytskiego najlepszego z okazji urodzin, tak bardzo cię kocham!!!
uśmiech od ucha do ucha
wspomniane adidaski w gustownym kolorze
budujemy
były galerie
uliczni grajkowie, tak swoją karierę rozpoczyna wschodząca gwiazda
podróż szynobusem - luas
podróże kształcą
Wczoraj postanowiłyśmy wykorzystać z Iwoną jej wolny dzień i udać się w odkrywczą podróż ulicami Dublina, ponieważ dla mnie wciąż wiele rzeczy jest tu nowych i wszytko robi wrażenie to łatwo wyprowadzić mnie w maliny, bo i tak do końca nie wiem w której części miasta się znajduje, pomimo, że tamtędy już kiedyś dreptałam. W planach było morze, ale może się tak zdarzyć, że mimo, iż mieszka się w jakimś miejscu dłuższy czas to ciężko odnaleźć szeroką wodę, także podróż przeistoczyła się w zwiedzanie fabrycznego, niemalże filmowego przedmieścia i doków. Ale od początku, wsiadłyśmy sobie do szynowego pojazdu, zwanego tu luasem, w mieście oddałyśmy się chwilowej przyjemności zakupów i powędrowałyśmy pięknymi zakamarkami wąskich uliczek, gdzie modernistyczna część miasta ściera się z tą klasyczną, po drodze z każdej strony widać place budowy, robotników ocierających pot z czoła, co prawda na słoneczny skwar nie mają co narzekać, ale praca ciężka. Także na pierwszy rzut oka kryzys jest tu nie odczuwalny, do momentu, aż nie zaczniesz szukać pracy. W czasie wędrówki napotykałyśmy na swojej drodze wiele ciekawych elementów wobec, których artystyczna dusza fotografów nie mogła przejść obojętnie np. chorągiewki, ciekawe zjawisko charakterystyczne dla tutejszych ulic, a mianowicie pozostawione bezpańsko buty, dziecięce butelki etc. uchwyciłyśmy w oknie wietrzące się adidaski...prawdziwa reporterska uczta, aż w końcu trafiłyśmy w bardzo ciekawą uliczkę starych budynków, które obfotografowałyśmy dokładnie. Iwona pochłonięta pasją zaczęła pstrykać fotki gołębią, mewą wszelkiemu latającemu ptactwu, którego końca nie było widać. Na koniec naszej wyprawy udałyśmy się do doków, portowej części miasta, to ta z czerwonymi palikami...Iwona pokazała mi szklany budynek z zainstalowanymi szybami, które podczas słonecznego dnia odbijają niewiarygodną ilość kolorów, ja zobaczyłam zaledwie namiastkę, bo wczorajszy dzień nie należał do wyjątkowo upalnych. Podróż zakończyłyśmy małym piknikiem przegryzając specjał tutejszych piekarni - rogala z muchami. W drodze powrotnej w porcie stał zacumowany statek wojskowy, myślałyśmy chwile nad wciągnięciem się do armii, ale chyba nie tym razem...mama tego by mi już nie darowała:) buziaki
środa, 22 lipca 2009
cztery kąty
które zjada potwór ciasteczkowy
są też smakołyki
dbam o wystrój swego pokoju
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Nie ma świąt bez harmattanu
Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...
-
Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...
-
Z której strony by na Afrykę nie spojrzeć to kontynent pełen tajemnic, różnorodności, dla jednych fascynujący dla innych przerażający. Na sa...
-
Kilka tygodni temu wraz z Mabel, moją przyjaciółką i przewodniczką po ghanskim świecie, rozpoczęłyśmy cykl spotkań dla młodych dziewczyn o...