wtorek, 18 czerwca 2013

Życie to nieustanny plac budowy

Wstaje rano obudzona pianiem koguta i meczeniem kozy 6.15 wcześnie? Od godziny można obserwować ruchy powietrza za moim oknem, delikatny, orzeźwiający wietrzyk kołysze zasłonami, a po drugiej stronie lustra poranny jogging jednego z sąsiadów, chłopiec pokonujący swą drogę do szkoły, kobieta z baniakiem na głowie… niby codzienność a jakże inna. Od 5 miesięcy moje codzienne obowiązki to głównie praca w szkole, sierocińcu i na wioskach. Piękne doświadczenie móc podpatrywać dzieciaki, jak spędzają swój czas, jak się uczą, jak wygląda ich życie. Od kilku tygodni realizuje w jednej z klas z którą pracuje, projekt LIST do Przyjaciela. Wraz z moim znajomym z Polski postanowiliśmy wymienić listy między szkołami by zapoznać dzieci z sytuacją z jaką zmagają się rówieśnicy na obu kontynentach. I tak z 25 osobowej klasy w której uczę, znalazło się pięciu uczniów, którzy po kilku godzinach rozmyślań i główkowania napisali swój pierwszy w życiu list. W zasadzie zastanawiali się czym mogliby zainteresować dzieci z odległej Polski, przecież ich codzienność jest taka prosta. I tu była moja rola by uświadomić ich, że właśnie o tą prostotę chodzi. Pozostała 20-tka została poproszona o wykonanie rysunków i wiecie co? Ten widok nie co mnie zasmucił, dzieci poproszone o namalowanie rodziny, domu czy czegokolwiek czym chciały by się podzielić. Wzięły ołówek, zastrugany żyletką do golenia, włos mi się zjeżył gdy to zobaczyłam, linijkę i zaczęły malować jakieś linie. Na co ja kategorycznie zabroniłam używania tych przyrządów. Pamiętam jak sama będąc na lekcji plastyki próbowałam tej praktyki i zostałam zdzielona linijką w rękę, tego nie powieliłam, bo wystarczyło mi jak napatrzyłam się jak dzieciaki zostają codziennie kilka razy zdzielone rózgą. Poprosiłam jednak by użyły kolorów, które specjalnie na tę okoliczność przyniosłam do szkoły i spróbowały użyć swojej wyobraźni. Nie było łatwo, na każdym kroku widać tu brak zasobów. Dzieci jeśli potrafią pisać, piszą tu ołówkami bo non stop coś marzą poprawiają, nikt nie przykłada większej uwagi to estetyki. Na zajęciach artystycznych, które powinny być pracą namulaną uczą się z książek, oglądają rysunki bo szkoła nie ma wystarczającą materiałów na wyposażeniu by zapewnić każdemu dziecku, a ich samych na to często nie stać. To jest rzeczywistość w której teraz funkcjonuje. I ta sytuacja zainspirowała mnie właśnie do podjęcia pewnej inicjatywy. Wiedziałam, że moja wolontariacka przygoda to tylko 6 m-cy, co można zrobić przez ten czas? Możesz zapytać… by zdobyć szczyt trzeba postawić pierwszy krok. Tak zdecydowałam. W jednej z wiosek o nazwie Duadze prowadzimy działania profilaktyczne, głównie w temacie malarii/cholery. Od samego początku dobrze nam się tam pracowało, ludzie bardzo życzliwi, otwarci, na swój skromny sposób wyedukowani, świadomi zagrożeń. Zawsze staramy się jakoś pomóc jako grupa wolontariuszy, zajmujemy się dziećmi, chcemy organizować jakąś drobną pomoc w miarę możliwości. Tego dnia spotkaliśmy tuzin kobiet przy wielkich kotłach i maszynach mielących ziarna. To lokalny biznes, który w niewielkim stopniu pozwala na utrzymanie rodziny, opłacenie czesnego dla dzieci w szkole. Przy pracy nieustannie towarzyszą matką dzieci od tych najmniejszych, nawet kilku miesięcznych do tych już wyrośniętych. Zapytane czego im tu najbardziej potrzeba… głupie pytanie, wszystkiego od bieżącej wody począwszy na ubraniach, materiałach dla dzieci skończywszy, odpowiedziały, że marzą by mogły spokojnie pracować wiedząc że ich dzieci są bezpieczne z dala od tego miejsca. Nie myśląc długo, bez składania fałszywych obietnic zaczęłam myśleć jak tu można by odpowiedzieć na to pragnienie. Wymieniałam kilka pomysłów z organizacja dla której pracuje i tak zrodził się projekt „Przedszkole dla Duadze.” Na ten moment powstają mury, wylewamy cement, kupujemy piach, stawiamy filary. Przed nami jeszcze ogrom pracy, by te dzieciaki mogły znaleźć się faktycznie w bezpiecznym miejscu, o jakim marzą ich matki. Sama chciałabym stworzyć dla nich piękne, kolorowe miejsce które uwolni marzenia, będzie cieszyć oczy i stymulować do rozwoju, ale wciąż sporo pracy przed nami. Jednak wierzę, że jeśli się powiedziało A to trzeba i zakończyć na Z, dlatego też moja podróż, nieco niespodziewanie, zaskakująco się wydłużyła o kolejne 6 miesięcy . Zdecydowałam się podjąć wyzwanie i na własny koszt pozostać tu dłużej by na własne oczy zobaczyć i zaraportować wszystkim tym, którzy tak niezwykle mnie tu wspierają, że Inspektor Monika melduje wykonanie zadania. Nie da się ukryć że to rola zupełnie dla mnie nowa, ale wiem, że z pomocą nieba i wszystkich aniołów o ludzkich twarzach i wielkich sercach uda się dobiec do mety! Dziękuje za tych, którzy dotrzymują mi kroku w moim maratonie, to niezwykle inspirujące mieć was blisko! Jeśli masz życzenie otrzymywać newslettery z zapiskami z mojej Ghańskiej podróży zupełnie zAFRIKKO lub po prostu do mnie napisać, nie wahaj się i daj znać na emaila: monika.polkadot@gmail.com O szczegółach akcji dowiedz się również z Fanpaga, dołącz do nas i wesprzyj projekt „Przedszkole dla Duadze” : http://www.facebook.com/pages/Education-Center-in-Mankessim/530108507039671?fref=ts

Świeża cegła na budowie- fotorelacja

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...