sobota, 20 grudnia 2014

Uczymy się...

Mój projekt w Przedszkolu Janusza Korczaka w Ghanie koncentruje się głównie na pracy wśród dzieci, ale znalazł się czas i możliwości na przeprowadzenie małego szkolenia dla nauczycieli. Zarówno w prywatnym jak i rządowym sektorze nie ma na to pieniędzy, nauczyciele często zapomniani, niedoceniani, przelewają swoją frustrację na uczniów. Zresztą z doświadczenia wiem, że łatwego zadania nie mają. Przeładowane klasy, ok 50 uczniów w jednej sali, brak materiałów edukacyjnych, zróżnicowany poziom wiedzy dzieci, sporo wyzwań z każdej strony. Tym bardziej jestem wdzięczna za wsparcie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które patronuje projektowi POLSKA POMOC. Właśnie dzięki współpracy z Caritas Polska i projektowi POLSKA POMOC miałam możliwość zaprosić i współprowadzić szkolenie z edukacji dzieci w wieku przedszkolnym z Lydią, wspaniałą nauczycielką maluchów w jednej z amerykańskich szkół w Akrze. Przyjechała do Duadze by spędzić z nami dzień i poobserwować jak działamy tu z maluchami. Zadziałało to na nauczycieli niezwykle mobilizująco i motywujaco, dodało wielu nowych pomysłów do pracy z dziećmi. Nie tylko odsiedziane ale i przepracowane 3h. Ostry wycisk i trochę gimnastyki dla głów. Jak motywować dzieci do pracy, jak radzić sobie z brakiem dyscypliny co jest tu częstym problemem,czym zastąpić tak popularną tu witkę, jak uczyć by nie zanudzić. Te i inne tematy były poruszane podczas naszych warsztatów. Wiem, że to dopiero poczatek zmian w Przedszkolu Janusza Korczaka i głęboko wierzę, że będziemy wyznaczać tu szlak i podnosić nie jedne poprzeczki.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Mama Mama I'm sick... czyli medyczna inspekcja w wiosce

Jak to w każdy piątek w naszym przedszkolu dzieje się coś nowego. Czasem oddajemy się rozkoszy szaleńczych zabaw, gimnastyce, tulaniu na matach, sportowym konkursom dla przełamania schematów i utożsamiania szkoły i przedszkola wyłącznie z nudą. Tym razem do wioski zawitał zespół medyczny z pobliskiego szpitala w Domenase na profilaktyczne badania okresowe. Nasze dzieci mimo, że niespecjalnie chorowite, to jednak żyją w warunkach, gdzie z każdej strony są poddawane eksplozji bakterii, toż z przyczyn higienicznych, to moskity atakujące z każdej strony to śpik po pas, toż to znowu atak biegunki i ten raz oddam się porównaniu do "naszej polskiej matczynej zapobiegliwości" miejscowe mamy nie biegają z dziećmi do przychodni, bo....... i tu mógłby pewnie powstać odrębny elaborat, więc się zatrzymam. Dzieci, które mają ważne ubezpieczenie poddawane są badaniom. Nic szczególnego, ważenie, mierzenie, podstawowe szczepionki. I jak sama pamiętam żadna to przyjemność, tym bardziej, że pielegniarki zwłaszcza te tutejsze podchodzą do tych rytuałów bardzo sztampowo i że tak rzeknę po afrykańsku. Dziecko jak kaczucha, zero empatii, za fraki, w kombinezonik, odmierzone, zważone następne. Więc nie ma się co dziwić dzieciakom, że krzyk i płacz i do mamy chcą. Co jednak cieszy mnie bardzo, nasze maluchy, które jeszcze niedawno przychodziły do Korczaka przedszkola z krzykiem dziś rozbawione, uśmiechnięte nawet siostry pielegniarki nie straszne im były. Zuchy nasze kochane. Po godzinnej odsiadówce w centrum wioski jak cała gwardia została obsłużona grzecznie bez grymaszenie wrócić zechciały do szkoły, a tam czekał już znany i lubiany przez nich rytuał OWOCOWYCH PIĄTKÓW. I wszystkie złe wspomnienia odeszły w niepamięć. Dziękujemy tym wszystkim wspaniałym małym i dużym, którym nie straszne cięcia budżetowe i krachy na giełdzie. Tych, którzy zechcieliby dołaczyć z każdą wartościową złotówka do naszej akcji Owocowych piątków będziemy niezmiernie wdzięczni. To z waszego powodu tyle radości na tych twarzach. Napisz do mnie: monika.polkadot@gmail.com

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Niecodzienna niespodzianka od Mikołaja

Rodzice zawsze powtarzali mi, że mikołaj przychodzi do wszystkich dzieci, pod warunkiem, że są grzeczne. Porzucając debatę nad faktem, czy faktycznie brodaty Pan w sędziwym wieku istnieje czy też nie, niewątpliwie nie przychodzi on do wszystkich dzieci. Dzieci w Duadze, niewielkiej wiosce na południu Ghany w której pracuje z dziećmi w wieku przedszkolnym, nigdy nie słyszały o brodatym Panu z siwizną na głowie. Nigdy nie dostały też prawdziwego prezentu, którym byłaby najprostsza zabawka. Kiedy po raz pierwszy takie akcesoria pojawiły się w naszym przedszkolu, sztuk kilka zaczęła się o nie wielka walka i szybko uległy "auto"destrukcji. Ich zabawki to najczęsciej opona samochodowa, kawałek bambusa czy trzciny cukrowej, kapsle od butelek czy metalowe puszki. Tak wygląda dziecięcy afrykański świat, a z drugiej strony jakiej niezwykłej kreatywności potrzeba by przekształcić kawałek patyka na zabawkę popularną w całej wiosce. Przedszkole Janusza Korczaka jest miejscem szczególnym na mapie naszej wioski. Powstało z potrzeby serc matek i dzieci, a i sporo pracy przyłożyli do niego tatusiowie. Marzeniem było to by stworzyć tym najmniejszym dzieciakom skrawek przyjaznego świata. Dać szanse na naukę i odrobine beztroskiego dzieciństwa.Kiedy przyjechałam do Ghany 4 miesiące temu zamarzyłam sobie o tym, by to miejsce różniło się od schematu edukacji za jakim podążają tutejsze szkoły nuda na lekcjach, system kopiuj-wklej-wkuj, motywacyjny system witki. Chciałam zabrać dzieciaki w podróż nie tylko tą na poziomie wyobraźni, ale pomóc im zamarzyć o czym wiecej niż tylko to co widzą w swojej wiosce. Taka droga jeszcze przed nami, ale "wyszliśmy z wioski". Przygotowania trwały dobre dwa tygodnie, pomysł, harmonogram, realizacja terenowych zajęć edukacyjnych w Janusz Korczak Day Care Center. W Ghanie ciężko mówić o planowaniu czegokolwiek, ale tu po raz pierwszy byłam solidnie zaskoczona, gdy po oficjalnym zebraniu z nauczycielami, drobnej burzy mózgów by odkryć jakie mają pomysły na działania, na następny dzień każdy wziął sie solidnie do pracy. Dzieciaki jako, że była to ich pierwsza podróż za bramy znanego im terenu, a prawdą jest że każdy z nich to taki wolny elektron, chodzą gdzie chcą, przychodzą do domu kiedy chcą, musieliśmy popracowac nad dyscypliną. Nadszedł dzień podróży. Dzieciaki i rodzice do końca nie dowierzali, czy faktycznie to prawda czy faktycznie ta pierwsza wyprawa w nieznane dojdzie do skutku . Piatek 9.00 rano podjeżdża bus. Od godziny pod szkołą stoją już rodzice z dziećmi. Cała 40-tka gotowa do drogi. Wyprawa jednodniowa a przygotowań co nie miara. Jak zachowywać się w nowym miejscu, dlaczego nie odłączać sie od grupy. Podzieliliśmy dzieci na 4 grupy i wyruszyliśmy na odkrycie nowego nieznanego dla nich świata. 40 minut w busiku to dla ogromnego pokładu energetycznego naszych maluchów było nie lada wyzwaniem, ale wszystkie krajobrazy wokół były tak fascynujące, że ani sie nie obejrzeliśmy a bus zaparkował na pięknej plaży. Dzieciaki oniemiały na widok wielkiej wody, ocean widziały pierwszy raz w życiu. Dzień był pełen atrakcji, nauczyciele naprawdę sie postarali by dzieci nie miały nawet chwili wolnego na jakies szalone pomysły. 6 godzin sportowych atrakcji, co zadziwiło mnie najbardziej, nikt nawet nie zmróżył oka, nie było nudy, marudzenia, walki o zabawki, popychania się, co dość często zdarza nam się w przedszkolu, dzieci zmęczone, śpiące na ławkach, bez ustanku ze sobą walczące. Tu ciekawość wzięła górę, wszytsko było nowe, dostępne. Przedszkolaki naprawdę były w swoim żywiole. Mikołaj przyszedł do nich pierwszy raz w życiu w dość niecodziennej formie. Nie miał siwiej brody i góry prezentów, ale zabrał ich na wyprawę życia. I to najlepszy prezent jaki mogły dostać. Fantastycznie było widzieć szerokie uśmiechy i radosne oczy naszych maluchów. Projekt realizowany jest we współpracy z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i Caritas Polska. Przedszkole Janusza Korczaka w Ghanie funkcjonuje dzięki wsparciu ludzi,którzy dzielą ze mną serce dla Duadze. Jeśli chciałbyś do nich dołączyć skontaktuj się ze mną: monika.polkadot@gmail.com

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...