czwartek, 31 października 2013

Bose stopy, puste ręce...

Wstaje rano, śpiew ptaków i palące słońce dodają motywacji by otworzyć oczy. Mam w okolicy chłopca którym sie opiekuje. Pomagam odrabiać lekcje, wysyłam do szkoły, zwykła troska. Kwesi ma 9 lat, jest zdolny, ale leniwy, wykorzystuje każdą okazje by zamiast przysiąść nad książkami, latać z kolegami i rozrabiać. Dzieci wstają tu bardzo wcześnie, by pomóc rodzicom w porządkach bądź zatroszczyć się resztę rodzeństwa, gdy oni przygotowują sie by wyjść na market. Kwesi wstaje z pierwszym pianiem koguta i tyle go widać. Ostatnio rozmawialiśmy o tym dlaczego tak ważnym jest dla niego by chodził do szkoły, bo wciąż ma spore problemy z czytaniem i pisaniem. W Mankessim pozostaje pod opieką dalszej rodziny, ojciec sie ulotnił, a mama pracuje daleko stąd. Taka jest ta rzeczywistość, że mimo iż każdy rozumie że dzieci powinny chodzić do szkoły, to wiele osób zmaga sie tu z codziennością, podstawowymi potrzebami, by "włożyć coś do kotła". Ważniejszym jest, aby dzieci miały co zjeść, a więc muszą pracować, przed bądź po szkole. Wczoraj były pieniądze by Kwesi i reszta rodzeństwa mogli iść do szkoły, ale napotkaliśmy na inną trudność. Każde dziecko w rodzinie, a chłopiec ma 5 rodzeństwa, ma po jednej parze butów. W dziwnych okolicznościach, buty zaginęły...dzieciaki zazwyczaj bawią sie tu na boso, buty zakładają obowiązkowo do szkoły, bądź gdy idą do miasta. Przeszukaliśmy cały pokój i jak kamień w wodę, buty zginęły, mimo że byliśmy już gotowi w mundurku z gotowym plecakiem nie było szans na to by iść na zajęcia, bo bez obuwia do szkoły nie wpuszczają. Kwesi rozpłakał się, ale powiedziałam ,żeby sie nie martwił jutro też jest dzień...dziś jednak brakło na czesne. Szukam rozwiązania, modlę sie o mądrość, bo tak często ogarnia mnie bezsilność w obliczu tych codziennych wyzwań, to nie problem kupić nowe buty, dać na czesne. Oczywiście rozwiąże to problem na dziś, na teraz, ale oznacza to też, że jutro pod moim domem będę miała tuzin dzieci z wyciągniętymi rękoma, które proszą o to samo i co wtedy zrobię?

wtorek, 29 października 2013

Fotorelacja ze szkoły moich marzeń

Szkoła moich marzeń

Przychodzę do szkoły, szał szczęścia. Dzieciaki zawsze reagują wielkim entuzjazmem na widok madame Efua. Od 8 miesięcy uczę w prywatnej szkole International Global Doors School, na co dzień przez dzieci i przeze mnie nazywaną Różową Szkołą ze względu na jej elewacje. W Ghanie temat edukacji jest niczym puszka Pandory, otwierasz i nigdy nie wiadomo jaki bałagan to spowoduje, spotkasz nauczyciela który zacznie narzekać na płacę i zorganizuje pikietę, bądź dołączy do strajku i nie przyjdzie do pracy, ucznia który zamiast uczestniczyć w zajęciach sprzedaje wodę na markecie by zarobić na czesne etc. Z czego wynika tak wysoki analfabetyzm społeczeństwa, sięgający prawie 66% skoro edukacja jest powszechnie dostępna, dlaczego tak wiele dzieci nie uczęszcza na zajęcia skoro szkoła jest bezpłatna i lista pytań mogła by się mnożyć. Dziś jednak nie o tym. Uwielbiam moją szkołę i dzieciaki, które w niej uczę. Każda możliwość spędzenia z nimi czasu przynosi wiele radości. Ostatnio ze względu na Afrykański Dzień Praw Człowieka zorganizowaliśmy dla dzieci małe warsztaty, by dać im do zrozumienia jak ważne jest to by znały swoje prawa. Pośród 5 podstawowych jakie chciałam by zapamiętały, więcej mogło by sprawić im nieco trudności, dwa były dla nich szczególnie ważne: nikt nie ma prawa karać je w okrutny i szkodliwy sposób, oraz każde dziecko ma prawo do czasu wolnego i zabawy. W szkołach wciąż kultywowany jest zwyczaj traktowania dzieci witką za złe zachowanie, bądź słabe wyniki w nauce, to rodzaj ich dyscyplinowania. Od początkowo wywoływało to u mnie skrajne emocje i nie mogę się na to zgodzić, dlatego jeśli tylko mam szanse to zawsze staram się rozmawiać i uświadamiać nauczycieli, że są inne sposoby na zmotywowanie dziecka do nauki bądź dyscyplinę. Bywa, że działa. Dziś dałam dzieciom małe zadanie artystyczne, po ostatnich naszych rozmowach o ich prawach oraz podróżach, poprosiłam żeby narysowały swoją wymarzoną szkołę. Dostały duży brystol, pudełko kredek i wzięły sie ostro za działanie. Na początku z nutką niepewności, drobnymi dyskusjami w tle, ale bardzo szybko zaczął rysować się kształt budynku, szkoły, dzieci wokół, zieleni... i zorientowałam się, że szkoła o której marzą te dzieciaki to ta dobrze im znana, do której uczęszczają każdego dnia, z ich ulubionymi koleżankami i kolegami z klasy BASIC 3, obroni chłopcem, znanymi nauczycielami. To tu czują sie szczęśliwe. Na koniec zapytały mnie jeszcze: Madame EFUA, a ty z nami zostaniesz na kolejny rok, prawda? Niestety tego nie mogłam obiecać i miny im posmutniały, ale obiecałam że będziemy wymieniać listy, zdjęcia i zawsze pozostaną w moim sercu. Zakończyłam zajęcia w sposób jaki zawsze to robię, czyli BIG ETU- wielki grupowy przytulaniec dla wszystkich i setkami buziaków i wróciłam do domu trochę zamyślona.... bo jak tu wkrótce powiedzieć DO WIDZENIA!

Niczego nie żałuje...

Gdyby ktoś powiedział mi 10 lat temu,kiedy przekraczałam próg swojej dorosłości, że uda mi się w ciągu kilku następnych lat, wylądować dwukrotnie na afrykańskiej ziemi, zamieszkać w Ghanie na trochę dłużej, rozpocząć pracę z dzieciakami,podjąć próbę wybudowania przedszkola i odwrócić swoje życie do góry nogami - nie uwierzyłabym... Życie tutaj to nie łatwy kawałek chleba, droga pełna wyboistych ścieżek. Mimo, że rozwiązania wydają się być proste i oczywiste to jednak próba ich zaaplikowania bywa sporym wyzwaniem, bo jako ludzie jesteśmy tak różni. To co dla mnie jednak najważniejsze to zawsze starać sie wskazywać na możliwości i rozwiązania, nigdy nie rezygnując z tego co jest w naszej głowie i sercu. Afryka zawsze była w moim sercu i w momencie gdy po raz pierwszy udaje nam sie zakosztować smaku spełnionego marzenia to wierzę, że już nikt ani nic nie jest w stanie nas zatrzymać. Kocham to miejsce za uśmiechy pełne radości, serdeczności, za entuzjazm wymalowany na twarzach ludzi, mimo że czasem bywa uporczywy i męczący, za piękne widoki, energie bijącą z każdej zakamarka tego miejsce, z płaczu niemowlęcia które jest głodne czy porannego śpiewu ptaków, za to że ta rzeczywistość tak często rzuca mi wyzwania i potrząsa moim wygodnictwem i bezpiecznym światkiem i za każdy uśmiech dziecka, który czaruję i łamie serce jak nic innego... Niczego nie żałuje, za wszystko dziękuje dawcy tych marzeń - BOGU.

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...