środa, 26 sierpnia 2015

Zaskoczeni, zawstydzeni

Powrót do wioski po kilku miesiącach, zawsze podobne uczucie, jakby motyle wirowały mi w brzuchu. Droga ta sama, niby nic się nie zmieniło, przybyło kilka metrów asfaltu, tak samo zakurzone palmy kokosowe, te same obdrapane budynki, dzieci pompujące wodę przy studni. Podjeżdżam pod budynek szkoły, tu od wejścia widać zmiany...pomyślałam, po raz kolejny zaskakują na plus. Szkoła odmalowana, kuchnia w budowie, dzieci czekają już na mnie w klasie. Każdy na swoim miejscu, zaskoczeni, zadziwieni widząc dawno nie widzianą obroni. Nie spodziewały się dziś moich odwiedzin. Tu rzadko kiedy goście się zapowiadają, a jeszcze rzadziej wracają nawet jeśli mówią że wrócą. Cisza... Ułamki sekundy wydawały się być wiecznością, czyżby już o mnie zapomniały.... aż tu nagle wstaje Kwabena i z charakterystycznym nieco szczerbatym uśmiechem woła: Madame Efua!!! i rzuca mi się na szyje. Wiedziałam, że nic się nie zmieniło. Niemal natychmiastowo wszystkie lody rozpłynęły się na tym gorącym afrykańskim słońcu i jak dawniej końca nie było piosenką, wierszykom, zabawą na świeżym powietrzu. Radością było widzieć całą naszą gromadkę, która nie może doczekać się na nowy rok szkolny, Joseph który poza niewielkimi bliznami, cieszy się swoim dzieciństwem. Do połowy września dzieci odpoczywają, od nauki bo nie od pracy. Każde z nich pomaga przy gospodarstwie, jeśli nie pracuje na farmie to nosi wodę, pomaga w domu. By maluchy mogły poczuć nieco powiew lata i wakacji, każdego piątku w przedszkolu odbywają się dla nich półkolonie. To niesamowita radość znów widzieć uśmiech na ich twarzy...

środa, 12 sierpnia 2015

Wszytsko zaczyna się w domu...

Najlepiej wraca się do domu...może znacie to uczucie, kiedy po naprawdę długiej wyprawie tęsknicie za swoim wygodnym łóżkiem, kąpielą w wannie z ciepłą wodą, bąbelkami i wysoką pianą, za wybornym śniadaniem w najbliższym gronie, za rozmowami i dobrą kawą z przyjaciółmi... ja znowu wróciłam do domu. Którego? No właśnie, to pytanie dość często ostatnio mi towarzyszy, gdzie jest twój dom? Wydaje się być oczywiste. Polska, Częstochowa, Olesno to miejsca, gdzie się urodziłam, gdzie spędzam znaczną część swojego czasu tam jest dom moich rodziców, tam jest moja wanna z bąbelkami, moja najcudowniejsza rodzinka, grupa przyjaciół która powoli rozjeżdża się po kraju, mój ukochany kościół i ale czy to wciąż moje miejsce?! Od ostatnich 2 lat nieustannie jestem w podróży między Polską a Ghaną, żyje na walizkach albo je przepakowywując, nigdzie nie mam na stałe swojego miejsca. Bywa to męczące, czasem frustrujące zwłaszcza gdy widzę moich przyjaciół, którzy zakładają rodziny, budują domy, urządzają mieszkania, mają swój piękny kawałek świata, a czasem bardzo uwalniające ,gdy pomyślę, że nie jestem przypisana do miejsca czy kraju na kolejne 30 lat, gdzie trzeba płacić kredyt. Często to powtarzam, że nigdy nie przypuszczałabym, że tak potoczy się mój życiowy scenariusz. Dziś jestem w Ghanie, świecie zgoła odmiennym od Polski. Gdzie życie przysparza wielu radości, ale podobnie potrafi przerażać i frustrować. Gdzie przyszłość jest nieprzewidywalna, w takim samym stopniu jak dostawy prądu w ciągu dnia, gdzie z większą zapalczywością walczy się o prawa zwierząt w Polsce niż o prawa dzieci w Afryce. Mimo wszystko postanowiłam nazwać to miejsce swoim domem.
Kilka dni temu spakowałam się po raz kolejny, by wrócić do tego co kocham... życie tutaj, bywa pełne wyrzeczeń, głównie tych emocjonalnych. Od 24 miesięcy omijają mnie ważne momenty w życiu mojej rodziny, przyjaciół, z drugiej strony mało kto zna ten mój ghański świat, głównie z pojedynczych historii, opowieści o gromadce wyjątkowych dzieci z Duadze. Pewnie już tak zostanie, a mimo to czuje wdzięczność, radość, satysfakcje, że mam swój NOWY DOM, nie ten z desek czy cegieł, ale to miejsce na ziemi którego wielu z nas szuka. Miejsce za które jestem wdzięczna, gdzie czuje się szczęśliwa, kochana, gdzie uczę się siebie, odnajduje niesamowitą frajdę w pracy z dzieciakami i świadomość, że spełnia się marzenie mojego życia. Wszystko to zaczęło się w domu...mojego TATY, niebiańskiego Ojca, który powiedział: Ja cie zaprojektowałem, stworzyłem na swój obraz i podobieństwo i chcę ci dać przyszłość o jakiej marzysz. Bo DOM jest tylko jeden.

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...