środa, 31 sierpnia 2016

Ciekawi świata

Rodzimy się by odkrywać, eksplorować,z ciekawości przecież jako dzieci zaglądamy w każdy kąt, tak by rodzice nadążyć za nami nie mogli. A rodzice chcą odsłonić przed swym dzieckiem szerokie horyzonty, pokazać nowe miejsca, podarować możliwości jakich oni nigdy nie mieli. Cudowna sprawa. Wyobraźmy sobie jednak świat, gdzie twoje możliwości ograniczają się jedynie do fabryki oleju palmowego i jedyne co masz w zasiegu wzroku to ogromne rozrzażone kotły. Chcesz by twoje dzieci miały szanse na edukacje, nie tą najlepszą, to nieosiągalne, ale jakąkolwiek, nawet to jednak nie jest gwarantowane. Miejsce w którym pracuje to wioska jakich wiele w Ghanie, małe domki, nie które z cegły, większość jednak z wysuszonego błota tzw papy. Jedna, dwie izby wielkości niewielkiej kuchni w bloku mieszkalnym, w której mieszka rodzina wielopokoleniowa. Jednak to również nie jest gwarantowane, co? rodzina... Dla wielu tych dzieci rodzina to po prostu mama, bądź babcia, to cały ich świat. Kiedy zaczęłam przebywać wśród dzieciaków z wioski na początku dość mi obcych, zrozumiałam ,że dziecko nie potrzebuje świata zasypanego zabawkami, najnowszego lego bądź lalki barbie, to daje radość, lecz tylko chwilową, to czego potrzebują te maluchy i dzieciaki to mojej uwagi, ciepła, poczucia bezpieczeństwa, świadomości , że dla kogoś są ważne i wartościowe, czasem przytulenia miłości. I tak się zaczęło, gdy skradły moje serce. Na co dzień mając ich niemal 80 myślę o tym jak mogę podarować im coś co na ten moment dla ich rodziców jest nieosiągalne. Choć ci naprawdę ciężko pracują by zapewnić im to co niezbędne. I tak bardzo bym chciała by nie bały się marzyć, by ten zewnętrzny świat i ograniczenia, których tak pełno w okół nie stawały na drodze w podejmowaniu ważnych życiowych decyzji. By udało im się w życiu wyjść poza schemat "biednego dziecka z Afryki". Dlatego stworzyliśmy w naszym przedszkolu klub małych odkrywców. Każdego roku wybieramy się z nimi w podróż w nieznane. Tym razem zaledwie 20km od wioski jest plaza, wioska rybacka, wielkie rybackie łodzie, piękna natura o której nasze maluchy nie mają pojęcia, bo mieszkając zaledwie 30 min drogi od tego miejsca nikt ich nigdy nie wziął na wycieczkę. Poszliśmy na wspólny spacer by poznały otoczenia, zadali pytania, ich twarze promieniały. Dla większości z nich była to pierwsza podróż z dala od tego co znają najlepiej. Nasza ekipa nauczycielska mocno się zmobilizowała by zapewnić im najlepsze rozrywki. Pierwsza była rozgrzewka, rozciąganie, potem przeciąganie liny, wyścigi dla mini juniorów, łapanie wiatru w chuste,rozgrywki piłki nożnej, a na koniec opowieści na chuście. Nie wiem, czy za 10, 15 lat dzieciaki będą pamiętać szaloną Madame Efua, ze swojego przedszkola, która za wszelką cenę starała się sprawić by ich dziecięcy świat i wioska były nieco inne, wypełniona przygodą, kreatywnością i marzeniami, nie wiem także czy będzie im dane mieć marzenia i możliwości do ich spełnienia w tym samym stopniu jak było możliwe to dla mnie. Wiem, jednak że staramy się (ja i cały nasz zespół) by ich życie miało szerszą perspektywę nic tylko to co dzieje się za żeliwnym kotłem z olejem palmowy, chcemy dać im poczucie, że są ważne i wartościowe w świecie którym żyją, że nie liczy się to skąd pochodzą, ale jakimi są ludźmi i w każdej sytuacji w swoim życiu muszą dać z siebie maksymalne zaangażowanie by osiągnąć sukces.

wtorek, 12 lipca 2016

Zaczynam odnowa

Życie jest podróżą, która nie zaczyna się w momencie gdy ruszamy w drogę, ale od dawna dzieje się w naszej głowie... odkąd sięgam pamięcią zawsze marzyłam o takiej fascynującej przygodzie, życiu gdzieś hen daleko i pracy która będzie moją pasją, w której będe mogła sie spełniać i mieć wpływ na jakąś niewielką cząstke zastanej rzeczywistości i najlepiej z kimś, kto wszystko to dobrze zrozumie... Ktoś kiedyś śpiewał, że marzenia się spełniają, tylko.... wierz :) Pakuje się w kolejną podróż i mam poczucie, że to nie będzie zwyczajna wyprawa jak to bywało dotychczas. Zamykam jakiś mały rozdział swojego życia,czas na wyjście z poczekalni, niby tylko na chwilę, bo wszystko ma trwać zaledwie 6 miesięcy, ale już tak długo na to czekałam, że nie ważne ile to będzie trwało, ważne by się wreszcie stało, a ja wycisnę z tej przygody każdą słodką bądź cierpką nutę. Zobaczymy co życie przyniesie. Zostawiam ciepłą posadkę za biurkiem, odrzucam ofertę pracy, pakuje plecak i ruszam w dalekie nieznane. Tym razem kierunek Ghana. Zapowiada się ciekawie, praca w szkole, na wioskach z kobietami, mam nadzieje że podołam....Towarzyszy mi w tych całych przygotowaniach niebywałe podekscytowanie, dreszczyk emocji i wszechogarniający spokój. To wszystko tak się zaczęło, znienacka, nieplanowanie. Wielu z was słyszało już tą historię pewnie nie raz...po 3,5 roku jestem totalnie zdumiona Bożą łaską, bo to bez wątpienia jego plan, sama bym sobie tego tak nie wymyśliła, nie poskładała w jedną zgrabną całość. On przecież zna mnie na wskroś i wie jakie dzikie lęki we mnie drzemią. Wielu się zdumiewa, nie dowierza, że z tej skromnej dziewczyny , która "przeprasza, że żyje" zrodziła się taka "lwica", a ja odpowiem jedno, Bóg miał na mnie pomysł. On jak nikt inny wie co drzemie, hen hen na samym dnie naszego serca i co fajniejsza, dość często do nas o tym mówi, tylko pytanie czy my chcemy tego słuchać. Ja posłuchałam...i tak od 3 lat jestem w Ghanie, miejscu które odmieniło mnie do reszty, miejscu które jest początkiem niewiarygodnej i pięknej historii w moim życiu. Miejscu, które pozwoliło mi odkryć moje słabości, wycisnęło nie jedną łzę, ale dało satysfakcje i radość jakiej dawno nie czułam. Nauczyło pokory i dało poczucie jak mało w życiu zależy tylko od nas. Pokazało jednak, jak wielu wspaniałych ludzi mnie otacza. Udało się zbudować przedszkole, które stało się bezpieczną przystanią dla setki dzieci i młodzieży w pewnej wiosce na południu Ghany. Oddałam cząstkę siebie temu miejscu a w zamian dostałam daleko więcej. Od miesiąca jestem żoną najwspanialszego faceta po tej stronie globu, który zdecydował się wejść ze mną na tą głęboką wodę i całym sobą wspiera i dopinguje by ta podróż, którą razem zaczęliśmy była kontynuowana. Przygodę Państwa Quarcoo czas rozpocząć. Do września mamy czas by poukładać sobie ten nasz wspólny świat. Eddie na co dzień pracuje w prywatnej firmie, a ja z początkiem roku szkolnego wracam do Mankessim, by wesprzeć pracę przedszkola więc znowu czeka nas rozłąka. Co prawda to nie 8000 km jak dotychczas , ale i tak 3godz drogi sprawi, że pewnie będziemy widzieć się weekendowo. Oboje mamy świadomość, że łatwo nie będzie ale wierzymy, że uda nam się wytrwać w naszym postanowieniu. Myśląc o marzeniu małej Moniki, która chciała przeżyć wyjątkową przygodę życia, patrzę na swoje życie teraz i wciąż nie dowierzam, to wszystko brzmi wprost niewiarygodnie, bywa że i dla mnie samej. Zadaje sobie pytanie, gdzie jest klucz do szczęśliwego, spełnionego życia??? I odpowiedz jest tylko jedna, bo w życiu chodzi o to by znaleźć Jezusa to On cię poprowadzi.

czwartek, 21 stycznia 2016

Szczęście jest niepoliczalne

"Nie ma większej radości, niż nie mieć powodu do smutku, nie ma większego bogactwa, niż zadowolenie z tego, co się ma". Zaczynam ten post jakże złotą myślą, rzecz jasna nie moją, ale zasłyszaną, zapisaną i mocno nią zainspirowana chcę się z wami nią podzielić. Ciężko pisać o niebanalnych tematach w niebanalny sposób, bo dla każdego z nas szczęście ma inny wymiar, coś innego znaczy. Jedni za nim gonią utożsamiając z wielkimi rzeczami, na światową skalę sukcesami, inni go tylko wypatrują, nie robiąc zupełnie nic by zbliżyć sie do niego choćby na krok, a jeszcze inni po prostu żyją nie zastawiając się, nie kalkulując po prostu ciesząc się tym co tu i teraz. Dla mnie radością jest życie, bo ono jest piękne. Wolne od większych zmartwień, bo te mniejsze przypuszczam każdy z nas miewa. Życie, które przepełnione jest pasją, które wywiera wpływ, które nie idzie na kompromisy, gotowe jest na poświęcenia i życie w którym jest miejsce na miłość do Boga, siebie i ludzi to mój wymiar życia szczęśliwego, spełnionego, pełnego, ale wciąż z przestrzenią na to by coś się w nim wydarzyło. Życie w Ghanie uczy mnie by doceniać te mikro momenty, codzienne mini radości, często tak banalne,ale to właśnie one wywołują na twarzach mieszkańców szeroki uśmiech. Ostatnie 6 miesięcy to szczęście mnożone i dzielone na wiele elementów. Nie mamy spektakularnych sukcesów, ale za to masę powodów do radości i dumy. Pierwsza grupa przedszkolaków która opuściła nas we wrześniu uzyskuje bardzo dobre wyniki na pierwszym edukacyjnym zakręcie. Otrzymujemy od nauczycieli bardzo dobre komentarze,co daje mega paliwo energetyczne by starać się bardziej, chcieć więcej i cisnąc do przodu. Udało nam się też zorganizować ok 40 wyprawek szkolnych, co było sporym wsparciem dla ich rodzin. W międzyczasie jako oficjalna królowa wioski :)nie wiem, czy wam tu już pisałam ale jestem Panią królową ( wojewodową, czy sołtysową jakby tego nie nazwać ) i to nie tylko ksywa, ale tak zupełnie na serio wioska odznaczyła mnie za ponoć jakieś niebywałe zasługi. Jak długa byłaby lista tych zasług i jaki to tytuł byłby na medalu, przywilejów nie mam za to sporo roboty do zrobienia, bo jakby nie było trochę się na to zgodziłam. Więc równocześnie prowadzimy zajęcia dla dzieci w naszym przedszkolu, popołudniami klub dla młodzieży, o fajnych atrakcjach które udało nam się zafundować w czasie mojego pobytu w poprzednim poście, ale to też czas nauki, dialogu, gdzie uczymy się poruszać ważne dla młodzieży sprawy. Z kobietkami, matkami spotykamy się dwa razy w tyg. na otwartych spotkaniach i domowych wizytach co daję mi niebywałą szansę by poznać je trochę lepiej, zobaczyć w jakich warunkach mieszkają.
I wszystko to, to dopiero początek, bo dużo więcej jest przede mną. Prawdopodobnie kilka lat wstecz nie byłabym w stanie wyobrazić sobie siebie w tych warunkach, żyjącej samej, robiąc to wszystko z tymi drobnymi umiejętnościami, które posiadam. Tymczasem dziś z otwartym sercem, na to co Bóg do niego włożył, wchodzę na głęboką wodę. Wierzę, że bogactwem jest zadowolenie z tego do czego mamy dostęp dzisiaj, a szczęście w nielogiczny sposób pomnaża się, gdy się nim dzielimy.

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...