czwartek, 21 stycznia 2016

Szczęście jest niepoliczalne

"Nie ma większej radości, niż nie mieć powodu do smutku, nie ma większego bogactwa, niż zadowolenie z tego, co się ma". Zaczynam ten post jakże złotą myślą, rzecz jasna nie moją, ale zasłyszaną, zapisaną i mocno nią zainspirowana chcę się z wami nią podzielić. Ciężko pisać o niebanalnych tematach w niebanalny sposób, bo dla każdego z nas szczęście ma inny wymiar, coś innego znaczy. Jedni za nim gonią utożsamiając z wielkimi rzeczami, na światową skalę sukcesami, inni go tylko wypatrują, nie robiąc zupełnie nic by zbliżyć sie do niego choćby na krok, a jeszcze inni po prostu żyją nie zastawiając się, nie kalkulując po prostu ciesząc się tym co tu i teraz. Dla mnie radością jest życie, bo ono jest piękne. Wolne od większych zmartwień, bo te mniejsze przypuszczam każdy z nas miewa. Życie, które przepełnione jest pasją, które wywiera wpływ, które nie idzie na kompromisy, gotowe jest na poświęcenia i życie w którym jest miejsce na miłość do Boga, siebie i ludzi to mój wymiar życia szczęśliwego, spełnionego, pełnego, ale wciąż z przestrzenią na to by coś się w nim wydarzyło. Życie w Ghanie uczy mnie by doceniać te mikro momenty, codzienne mini radości, często tak banalne,ale to właśnie one wywołują na twarzach mieszkańców szeroki uśmiech. Ostatnie 6 miesięcy to szczęście mnożone i dzielone na wiele elementów. Nie mamy spektakularnych sukcesów, ale za to masę powodów do radości i dumy. Pierwsza grupa przedszkolaków która opuściła nas we wrześniu uzyskuje bardzo dobre wyniki na pierwszym edukacyjnym zakręcie. Otrzymujemy od nauczycieli bardzo dobre komentarze,co daje mega paliwo energetyczne by starać się bardziej, chcieć więcej i cisnąc do przodu. Udało nam się też zorganizować ok 40 wyprawek szkolnych, co było sporym wsparciem dla ich rodzin. W międzyczasie jako oficjalna królowa wioski :)nie wiem, czy wam tu już pisałam ale jestem Panią królową ( wojewodową, czy sołtysową jakby tego nie nazwać ) i to nie tylko ksywa, ale tak zupełnie na serio wioska odznaczyła mnie za ponoć jakieś niebywałe zasługi. Jak długa byłaby lista tych zasług i jaki to tytuł byłby na medalu, przywilejów nie mam za to sporo roboty do zrobienia, bo jakby nie było trochę się na to zgodziłam. Więc równocześnie prowadzimy zajęcia dla dzieci w naszym przedszkolu, popołudniami klub dla młodzieży, o fajnych atrakcjach które udało nam się zafundować w czasie mojego pobytu w poprzednim poście, ale to też czas nauki, dialogu, gdzie uczymy się poruszać ważne dla młodzieży sprawy. Z kobietkami, matkami spotykamy się dwa razy w tyg. na otwartych spotkaniach i domowych wizytach co daję mi niebywałą szansę by poznać je trochę lepiej, zobaczyć w jakich warunkach mieszkają.
I wszystko to, to dopiero początek, bo dużo więcej jest przede mną. Prawdopodobnie kilka lat wstecz nie byłabym w stanie wyobrazić sobie siebie w tych warunkach, żyjącej samej, robiąc to wszystko z tymi drobnymi umiejętnościami, które posiadam. Tymczasem dziś z otwartym sercem, na to co Bóg do niego włożył, wchodzę na głęboką wodę. Wierzę, że bogactwem jest zadowolenie z tego do czego mamy dostęp dzisiaj, a szczęście w nielogiczny sposób pomnaża się, gdy się nim dzielimy.

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...