środa, 10 stycznia 2018

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczkach, to obietnicy chce dotrzymać, bo był to dla mnie czas wyjątkowy, z kilku powodów. Po pierwsze święta w Ghanie smakują zupełnie inaczej, lepiej, gorzej, nie mnie to oceniać, ale zdecydowanie nie kojarzą się z zapachem choinki, a raczej kakao, bo grudzień to czas zbioru owoców kakaowca. Same święta są radosne i wystawne, wszędzie odbywają się tańce i maskarady, często dzieci przebrane w barwne stroje śpiewają kolędy, mówią wierszyki w zamian oczekując kilka groszy. Również jedzenie jest dość wyjątkowe, kto raz spróbował lokalnych przysmaków ten przekonał się, że ghańska kuchnia skierowana jest do prawdziwych śmiałków. Na święta przygotowuje się fufu ze specjalną zupą, ryż z kurczakiem czy duszone mięso z kozy.
I święta w Ghanie nie były by świętami, gdyby nie Harmattan, zapytacie co to? Brzmi trochę jak nazwa operacji wojskowej, tymczasem to suchy, pylny i gorący wiatr z północy, przynoszący masę kurzu. Jedynym pozytywnym aspektem tego okresu jest spadek wilgotności powietrza, cała resztę trzeba przeczekać.
Dla mnie najpiękniejszym świątecznym zwyczajem jest jednak obdarowywanie się, i nie mówię tu o polowaniu na świąteczne promocje i godziny spędzone w centrach handlowych by mamie podarować sweter z reniferem, a tacie szalik w szkocką kratę. Myślę raczej o obdarowywaniu się czasem, obecnością, wspólnymi wspomnieniami, chwilami spędzonymi przy stole. I w tym roku miałam tego przedsmak, choć nie w typowo rodzinnym gronie, ale zanim o wigilii, najpiękniejsze przed bożonarodzeniowe świętowanie miało miejsce wśród dzieciaków w naszym przedszkolu. Pozbawione wszelkich oczekiwań, że ktokolwiek sprawi im niespodziankę, no najwyżej nauczyciele nie każą im tego dnia siedzieć w ławkach. Każde z nich jednak przyszło do szkoły odświętnie ubrane, z niewielkim koszyczkiem z drobiazgami dla nauczycieli i prowiantem. Nauczyciele tego dnia powiedzieli mi, że są trochę rozczarowani, bo większa część rodziców tego dnia nie pojawi sie, by obejrzeć nasz świąteczny program ze względu na to, że sąsiednia szkoła urządziła 2 godzinny program świąteczny. Zdecydowaliśmy, że nie odbierze nam to jednak radości, z przeżywania tego czasu wspólnie. Zaczęliśmy więc od zaśpiewania kolędy i wytłumaczyliśmy dzieciakom po raz kolejny z czym wiążą sie święta Bożego Narodzenia. Było małe przedstawienie i quiz po czym zasiedliśmy do świątecznego stołu, tego dnia nie mogło zabraknąć wystawnego obiadu. Uśmiechy dzieciaków na widok wielkich porcji ulubionego ryżu w sosie pomidorowym z jajem i kurczaczkiem były tak szerokie, że łzy kręciły mi się oczach. Po małej sjeście czekała na maluchów największa niespodzianka. Tajemniczy gość, w czerwonym płaszczu, z długą biała brodą ( swoją drogą powinni wymyśleć jakąś letnią wersje stroju mikołaja, bo cały ten anturaż w 30 st to decydowane za dużo) ,którego przyprowadziła do szkoły oficjalna królowa wioski. Ku mojej ucieszę dzieciaki już nie reagowały płaczem, a raczej zaciekawieniem. Kiedy zapytane skąd św. Mikołaj przybywa odpowiedziały: z sąsiedniego miasta, a jak Mikołaj tutaj dotarł: tro tro (czyli lokalnym busikiem, bez jakiegoś tam luksusu). Mieliśmy masę radości, widząc jak wiele szczęścia sprawiły im prezenty, samochodziki, lalki, instrumenty, okluary słoneczne były jednak hitem, kto by pomyślał. Rozdaliśmy ponad 70 świątecznych paczek, obdarowani zostali dorośli i dzieci, a najpiękniejszym prezentem było to, że i rodzice zaczęli zjawiać się w szkole, na koniec zrobiło się nawet z lekka tłoczno. Podchodzili do nas dziękując za te piękne świąteczne prezenty, które ich dzieci dostały tego dnia.
W języku ludu Akan, który jest najbardziej popularny na południu Ghany, słowo “Afishiapa” oznacza to samo co zwrot “Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku”. W odpowiedzi na nie mówi się “Afi nko meto yen” - “Obyśmy zobaczyli się w następnym roku”. Na koniec wymieniliśmy serdeczności i każdy z pełną satysfakcją zakończył ten przedświateczny dzień. I w zasadzie na tym mogłabym zakończyć opowieść i napisać, że to mi wystarczyło, jednak przyszedł 24 grudnia i przyznam, że trochę zatęskniło mi się, za siedzeniem w kuchni z mamą, lepieniem pierogów, gwarem rozmów i zapachem grzybowej. W Ghanie faktyczne świętowanie zaczyna się 25 grudnia. Nieoczekiwanie zadzwonił telefon, dostaliśmy zaproszenie na międzynarodową wigilię od naszej przyjaciółki, Polki. Wieczór był wspaniały, 13 osob, różne narodowości, rożne zwyczaje. Wspaniała lekcja o tolerancji...

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...