środa, 1 września 2010

Przemienione życia








Tak dawno niczego nie pisałam, że nie jestem pewna czy jeszcze wiem jak to się robi. Afryka z całym swoim ubogacającym doświadczeniem nieco okaleczyła moją bezbłędną jak dotąd polszczyznę. No i od czego zacząć tę opowieść, rok czasu przynióśł wiele zmian, dwa rozmiary w portkach(dlatego jestem na ścisłej diecie),zmianę miejsca zamieszkania od częstochowskiego blokowiska, dublińskiego pokoiku mojej ciociuni,po afrykańską chatę,także raczej efekt spadkowy, ale przede wszystkim niekwestionowaną zmianę mnie samej.
Gdy przypomnę sobie mnie z przed roku, byłam strachliwą,lubiącą swój bezpieczny kąt Moniką, choć gdzieś pod tą powierzchownością pragnęłam wyjść z tej ciasnej szczeliny mych ograniczeń, ale żeby wejść w swoje przeznaczenie musiałam przejść przez poważny proces wyleczenia z "ale-tomi":
-Ale Boże, ja nie mam wystarczającego wykształcenia
Boża odpowiedz: Nie potrzebujesz tytułów by mnie służyć.
-Ale Boże, ja jestem dziewczyną i w dodatku panną
Boża odpowiedz: no coś ty, jakby tego nie wiedział, przecież sam cię stworzyłem.
-Ale Boże, nie mam wystarczających finansów.
Boża odpowiedz: gdzie ja powołuje, tam też zaopatruje
-Ale Boże, mam dwadzieścia trzy lata.
Boża odpowiedz: niech nikt nie lekceważy cie z powodu młodego wieku.
-Ale Boże, ja nie umiem mówić
Boża odpowiedz: to ja napełnię twoje usta.
I tak każdy ale-argument był sukcesywnie i starannie nokautowany,aż dojrzałam do tego aby powiedzieć Bogu TAK na to by On rozpoczął swoją pracę w moim życiu. Niemożliwe stało się możliwym, ale zrozumiałam też,że moje życie zaczęło mieć jakiekolwiek znaczenie, ponieważ nie pozostawiłam go przypadkowi, ale zaczęłam być intencjonalna w wyborach, które zbliżyły mnie do realizacji mojego marzenia.
I tak zawitałam w Afryce, która w pewien sposób nieodwracalnie zmieniła moje życie,
poza oszczędzaniem wody, docenianiem przyjaciół, rodziny, i niewysłowionej radości z każdego dnia, który po prostu jest darem łaski od Pana Boga, zaczęłam w zupełnie i inny sposób patrzeć na ludzi. Nieprzyzwoitą przypadłością każdego człowieka jest przeświadczenie, że ja wiem najlepiej o życiu tej drugiej osoby. Ja mam prawo ją oceniać, doradzać i Bóg jeden wie co jeszcze, ale od moich spraw to wara...niestety bez względu na to czy nazywasz siebie chrześcijaninem, ateistą etc. to problem każdego z nas, nawet ktoś mądry powiedział, że początkiem mądrości jest opanowanie swojego języka, więc nie lada to rzecz.
Pracując z dzieciakami na ulicach, bezdomnymi, chorymi na Aids/Hiv, prostytutkami, ludźmi rożnych klas społecznych i grup wyznaniowych nauczyłam się,że każdy z nas ma swoją historie, każdy z nas jest człowiekiem który ma niekwestionowane prawo do szczęścia, radości, akceptacji, kochania i bycia pokochanym, niektórym to prawo zostało brutalnie odebrane, a zatem jeśli ty je posiadasz to tylko powód do tego by być szczęśliwym i dać możliwość odnalezienia je innym. Te niezwykłe spotkania uświadomiły mi jedną rzecz, a właściwie pozostawiły nieustające pytanie w mojej głowie, dlaczego to ja miałam tyle szczęścia w życiu by urodzić się w miejscu gdzie znalazłam zaspokojenie tych wszystkich pragnień?? Pytanie zostaje bez odpowiedzi, a może po prostu to ŁASKA niczym nie zasłużona. Doprowadza mnie to do miejsca, gdzie zadaje sobie kolejne pytanie, dlaczego ja właściwie żyje?? trudne, ale na swój sposób znalazłam cząstkową odpowiedź,która może usatysfakcjonować tylko mnie samą...by dawać życie, nadzieje i możliwości innym i wnieść choć małą iskrę radości i wiary w ich życie, tego doświadczyłam.
Wyjazd przyniósł niekończącą się lawinę refleksji, którymi nie sposób się podzielić, ale to do czego chciałam i ciebie zachęcić wyrażę w dwóch cytatach, które niezwykle mnie zainspirowały ostatnimi czasy:

"Jeśli nie spojrzymy szerzej na swoje życie, istnieje niebezpieczeństwo, że na zawsze już pogodzimy się z małością naszej egzystencji. Pamiętaj, Bóg przygotował dla Ciebie znacznie więcej."

"Tego, że marzenie pochodzi od Boga, możesz być pewien wtedy, gdy jego spełnienie wydaje sie przerażająco niemożliwe."

wtorek, 18 maja 2010

Biedny czy bogaty ???

50% populacji naszego swiata to ludzie bogaci, druga polowa to ci, ktorzy cierpia niedostatek.
Dzis dostalismy 10 Randow w ramach lunchu i wyruszylismy w miasto, doswiadczyc afrykanskiej kuchni.Jak wiele mozna kupiuc za blisko 4 zl.
Dla przyblizenia tematu:
Skrzydelko kurczaka+surowka R20
Kurczak+frytki R27
Kielbaska R8
Kukurydza R5
Ja postanowilam na diete owocowa
1 pomarancz, banan, jablko, gruszka -kazde R1.50
Lod R3 i maly poczek, wszytsko dalo laczna kwote R10
Jak wiele znaczy dla ciebie 4zl?? Podejrzewam ze nie jest to jakies wielkie bogactwo, zaledwie dwa zetony w naszym portfelu, a dla kogos to moze cos na podobienstwo obiadu, ktorego nie jadl od tygodnia.
Jesli kazdego dnia jesz minimum jeden posilek dziennie, masz dostep do biezacej wody, cieple lozko, staly dach nad glowa, nie mowiac o takim luksusie jak samochod, czy stala praca to moj DROGI PRZYJACIELU, zaliczasz sie do bogaczy tego swiata.
I prosze nie porownuj sie teraz do Billa Gatesa, czy Baracka Obamy, ale uczyn ze swoim zyicem cos co moze miec wplyw na los innego czlowieka. Nie trzeba koniecznie wyjezdzac do Afryki, by stac sie misjonarzem i czynic roznice, ale zacznij dzisiaj od swojego podworka, a zobaczymy dokad cie droga poprowadzi...
"Jedyna rzecza potrzebna zlu do zywciestwa jest biernosc dobrych ludzi." E.Burke
takich jak ja i ty.

Pukanie do drzwi serca

Czuje sie jakbym powrocila wreszcie do realnego swiata. Serce bije ze zdwojona sila, gesia skorka pojawia sie na plecach, gdy przechadzam sie zatloczonymi ulicami Pretori. Wsrod tego tyglu czuje ze zyje. Po tygodniach spedzonych w bazie za murami, przyszla pora na nasz kolejny Inner city outreach w srodmiesciach miasta.
Od tygodnia mieszkamy w jednym z akademickich budynkow, spiac na podlodze w sali gimnastycznej, w naltoczeniu 68 cudow Bozego stworzenia. Na poczatku zdarzalo sie narzekac na cieknace toalety, brudny prysznic, jedna umywalke, czy monotonna kuchnie, az do pierwszej konfrotnacji z prawdziwym afrykanskim zyciem. Wspomnieniem ktore sprowadzilo moje zycie do parteru, moj jezyk wazy kazde slowo i dziekuje Bogu za to co przynosi kazdy dzien...piatek 14.05.2010 z pozoru normalny dzien, jednak nasi liderzy zaplanowali dla nas explore miasta. Poranna regenracja sil, by pelni energi moc wyruszyc na wieczorna sluzbe i spedzic noc na ulicy. Ja wybralam "kobiety wieczoru"- ladies of the night, ktore potocznie nazywamy prostytutkami. Kilka godzin wczesniej mialam okazje rozmawiac z jedna z nich, udalo sie ja wyrwac z ulicy kilka dni wczesniej. Normalna, ciepla, moze nieco zagubiona dziewczyna, szukajaca milosci, akceptacji, a zapytana dlaczego zdecydowala sie na taki styl zycia, odpowiedziala mi ze kilka lat wczesniej stracila rodzicow i to byla jej jedyna szansa na utrzymanie.
Tego wieczoru czulam sie totalnie nie przygotowana na doswiadczenie tego typu, wiec sklonilam glowe, wypowiedzialam kilka slow do mojego Taty w ufnosci ze uslyszy i pokarze jak rozmawiac z tymi dziewczynami.
Chwile pozniej ogarnal mnie niespotykany dotad spokoj, wraz z dwiema dzieczynami i kolegami z teamu ktorzy grali role naszych bodyguardow udalismy sie w "ciemne ulice".
Tej nocy wydarzylo sie cos, czego nie spodziewalam sie w swoich najsmielszych wyobrazeniach. Mialaysmy spotaknie z blisko 12 dziewczynami, z wiekszoscia z nich mialysmy sie okazje sie modlic, wiele z nich pokutowalo i przepraszalo za to co robia. Jedna z nich podeszla do nas i powiedziala, ze wstydzi sie tego czym sie zajmuje, ale wie tez, ze jest Bozym dzieckiem i On przeznaczyl dla niej lepsza przyszlosc, ma dwoje dzieci na utrzymaniu i to jest jej jedyna szansa na prace, ale potrzebuje pomocy,Boga i ludzi. Skierowalysmy ja do kobiety, ktora prowadzi dom Rahab i pomaga wyjsc z tego biznesu. Na koniec wspolnie modlilysmy sie dziekujac Tacie za to spotkanie i mocno usciskalysmy sie na pozegnanie.
Gdy wrocilysmy w umowione miejsce by spotkac sie z reszta teamu, przez reszte nocy nie bylam w stanie zmrurzyc oka. Radosc i dziekczynienie wypelnialy moje serce za kazda z tych dziewczyn, zrozumialam ze dzis mialam niesamoite spotkanie z Bogiem Ojcem...ktos zapukal do moich drzwi, otworzylam - drobne zdziwienie, tam stala kobieta nocy. (Ew. Mateusza 25)...bo kto pomaga jednemu z tych najmniejszych moich, tak jakby mnie pomagal (PARAFRAZA)
To tylko kilka slow opisujacych to czego doswiadczylam tego wieczoru, ale w rzeczywistosci jest duzo wiecej, choc nigdy slowa pisane na papierze lub ekranie nie oddaja wagi uczuc, emocji przezytego doswiadczenia. Lekcja jakiej nauczylam sie tej nocy to tych ktorych ciezko nam kochac, badz zrozumiec najbardziej potrzebuja milosci i zrozumienia. Wiec badz wylewny w milosci, a nie osadzaj za nim nie poznasz ludzkiej historii.

sobota, 17 kwietnia 2010

Mała afrykanerka



Mała Afrykanerka.
Siedząc w zadaszonym kościele przy odrobienie cienia, odwróciła się do mnie piękna dziewczynka i zapytała, czy chcesz zobaczyć moja angielska Biblie - tak zaczęła się znajomość z Alice, moja mała afrykanerka. Alice to 13letnia dziewczynka, obozowa sąsiadka zza drucianego plota. Nie spotkałam do tej pory tak wrażliwej, zdecydowanej i dojrzalej w jednym, osoby. Następnego dnia przyszła do nas ze swoja przyjaciółka Iris i okazałym zeszytem formatu A4 oklejonym kolorowym papierem, zaprosiliśmy je na mała pogawędkę przy kubku herbaty, zaczęły opowiadać o życiu afrykańskich nastolatek, zmaganiach i drobnych radościach, codziennym wstawaniu o wschodzie słońca i troskach bycia starsza siostra dla całej gromady swojego rodzeństwa. Osierocone, pozostawione nie z wyboru, ktoś tak zadecydował, a one jednak potrafią się cieszyć, znajdować małe przyjemności w każdej drobnej chwili, nie słychać narzekania, może jedyne ciche wołanie czy ktoś mnie kiedyś pokocha??? Pozostawiły nam swój zeszyt z poezja, początkowo podeszłam do tego z drobna rezerwa, bo co może być w tym ciekawego, ale po kilku minutach zmieniłam zdanie...strona po stronie sprawiała ze po plecach przechodził drobny dreszcz, łza kręciła się w oku, bo te dwie piękne kobietki pozwoliły zobaczyć głębiej, więcej i dalej niż wzrok może sięgać.

SILENCE
Listen to the silence
That cries struggle
The silence when words hurt
The silence, the silence when poverty attacks.
The silence when depression of a last one take over.
The silence of raped child and woman
The silence when south Africa becomes a violent place
The silence of HIV\AIDS
The silence of teenage pregnancy

Shhh! Listen to the silence
When you go down
On your knees and pray
Saying thank you Nkulunkulu (God)

poniedziałek, 1 marca 2010

CZYM POLSKA CHATA BOGATA


Tydzień temu miało miejsce niezwykle wydarzenie. Zycie w bazie nabrało prawdziwie polskiego klimatu, nad kuchnia unosił się niezwykły zapach charakterystyczny tylko dla polskich świąt, był barszczyk, krokiety, kompot i faworki, uwieńczenie naszej dwudniowej znakomitej zabawy. Przygotowania przypominały nieco obozowa stołówkę, dużo zamieszania, artystycznego nieładu, w myśl polskiego przysłowia gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, tym razem się nie sprawdziło, być może dlatego ze kucharzy było tylko czterech, głównodowodząca Weronika której fantazja kulinarna rozbudziła dość konkretnie nasze kubki smakowe, Szczepan wprawiony w boju operator patelni, Bartosz zarządca całej tej posesji i znawca każdego zakamarku, no i ja, czyli cala nasza zwariowana ekipa. Poza znakomitym polskim jedzonkiem przygotowaliśmy również stronę artystyczna, był quiz, czyli wiedza o każdym polaku w pigułce, z czego jesteśmy znani, za co lubiani, przed czym przestrzegani etc., filmik który zachęcił znaczna cześć naszego teamu do spędzenia kolejnych wakacji w Polsce i w pełni zasmakowania naszej gościnności oraz krótka projekcja, co działa na każdego dobrego smakosza, tradycje polskiego jedzonka, czyli małe co nieco dla rozbudzenia zmysłów. Wieczór przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania, polskość nabrała nowego wymiaru, odtąd przestaliśmy byc już anonimowymi obywatelami Europy. Przysłowie “przez żołądek do serca” dziala na każdej szerokości geograficznej, ponieważ już po 15 minutach kotły świeciły pustkami, buzie sie nie zamykały, a w zakątach jadalni udało się usłyszeć usilna probe poskromnienia polskiej mowy, nieśmiałe “DZIEKUJE”, “ JAK SIE MASZ”, “JEZUS CIE KOCHA”, “ KOCHAM POLAKOW” a na koniec wszyscy tylko pytali czy będzie SECOND??? Czyli repeta Przez następne dni dało się tylko słyszeć wymowne wzdychanie i radość widniejąca na sympatycznych twarzach naszych przyjaciel. Dobrze zrobione, nasza polska śmietanka dala rade ale Polski team to nie tylko dobre jedzonko i perfekcja w kuchni to także nie poskromione pokłady dobrego humoru, pasji dla Boga, gościnności i inspirujących rozmów. Jestem ogromnie wdzięczna za cala nasza niezwykłą czwórkę.



wtorek, 9 lutego 2010

(NIE)ZWYKLI

Kiedy zastanawiam się nad tym w czym tkwi sens chrześcijaństwa do głowy przychodzi mi naprawdę wiele pomysłów, ale jeśli by spojrzeć na największe przykazanie to Jezus mówi: “ Kochaj Pana Boga swego z całego serca swego, całą swa duszą i myślą i ze wszystkich sił, a bliźniego swego jak siebie samego.”
Występuje tu pewna zależność, możesz kochać swego bliźniego suma tych trzech substytutów tylko wtedy, gdy Bóg zaleje cię swoją miłością i Ty zdecydujesz się to zaakceptować.
Przychodzi mi na myśl pewien przykład. W ostatnim czasie studiowałam historie powołania pierwszych uczniów Jezusa. Byli to przeciętni ludzie, mowa nawet, ze nie potrafili czytać, ani pisać, z zawodu rybacy, a wiec nic specjalnego, a jednak wybrani przez Boga. Zwykli ludzie, którzy zdecydowali oddać Bogu całe swoje życie, bez reszty, tak zupełnie…tak aby ci którzy uważają się za “mądrych” zostali zawstydzeni i zaskoczeni mocą Bożej przemiany.
Nauczyli się od Jezusa kochać ludzi i służyć im bez reszty, niejednokrotnie gotowi poświecić swoje życie prawdziwe.
Sama obecnie znajduje się w miejscu, kiedy codziennie pytam: Ojcze pokaz mi jak kochać ludzi…
Jesteśmy tak niedoskonali i wymaga to wielkiej cierpliwości i pokory by przebywać razem i służyć sobie wzajemnie. A jednak Bóg zebrał 74 osoby z 16 krajów świata i postawił w jednym miejscu i przeznaczając nas dla jednego celu. Ludzi zupełnie zwykłych z totalnie rożnych środowisk, by uczyć nas wpierw być oparciem dla siebie w chwilach zmagania, smutku, płaczu i przeżywania wspólnych chwil radości, by później przemienieni Jego słowem być gotowym by służyć tym, którzy naprawdę tego potrzebują.
Nie znajduje nikogo, kogo życie i służba uczyniły by tak wielka rewolucje na przestrzeni lat i wieków i wciąż byłyby tak aktualne i żywe. Nikogo kto był tak doskonały i gotowy stać się człowiekiem, oddając swoje życie jako ofiarę za to co tak niedoskonale i grzeszne.
Rewolucja miłości, która zapoczątkował Jezus przemienia zwykłych w niezwykłych.

środa, 3 lutego 2010

LISTY Z AFRYKI

Witajcie Kochani!


Dzis mija dokladnie tydzien od momentu kiedy wsiadlam do samolotu i zdecydowalam sie zaczac nowy rozdzial mojego zycia pt: Destiny – przeznaczenie, a moze poprostu podjelam probe by je odnalezc, nieistotne…

Przygoda zaczela sie juz na lotnisku na ktore dotarlismy przed czasem. Samolot mial spore opoznienie, a zwazajac na moja paniczna nature (wciaz nie jestem doskonala) ktora ma spore skolonnosci do zamartwiania sie na zapas, to byly juz pierwsze schody. Perspektywa spedzenia calej nocy i dnia samej w Zurichu z lekka wprawila mnie w stan oslupienia, az zaniemowilam. Przeszyta drobnym dreszczykiem emocji i odretwiala ze strachu pozegnalam sie z rodzina i przyjaciolmi nie roniac nawet lzy, co w moim przypadku jest dosc dziwna rzecza, bo ja zwykle placze jak bobr….nie tym razem

Wsiadlam do samolotu , bylo juz dosc ciemno wiec nie zdolalam zobaczyc niczego, co mogloby odciagnac moje mysli od faktu ze jestem spozniona. Obok mnie siedziala kobieta z dzieckiem ktora jak sie po chwili okazalo leciala w to samo miejsce tzn do Johannesburga, tym samym spoznionym samolotem, poniewaz byla sama zaoferowalam jej swoja pomoc w zamian ze ewentualnie bede mogla liczyc na jej w razie potrzeby.

Po chwili konwersacji okazalo sie ze jest z Polski i przez jakis czas mieszkala w Indonezji, a teraz mieszka na obrzezach Johannnseburga czyli dokladnie tam dokad lecialam.

Jakims cudem udalo nam sie zdazyc na samolot do JHB tej samej nocy. Kiedy juz wygodnie zajelam swoje miejsce,po chwili odetchnienia zasnelam i obudzialam sie na sniadanie czyli ok.6 a.m

Po przylocie na lotnisku czekala na mnie cala polska ekipa czyli Weronika, Szczepan i Bartek z glosnym wiwatem I polskim kibicowskim szalikiem, nie dalo sie ich nie rozpoznac Mimo ze nie znalismy sie wczesniej osobiscie to widzac ich poczulam sie jakbym znalazla sie w domu…JUPI wreszcie Polski team w komplecie.

Pierwsze dni w bazie (od czwartku- niedzieli) mijaly raczej spokojnie…czas asymilacji, rozwijania lingwistycznych umiejetnosci co niejednokrotnie bylo przyczyna licznych frustracji, poznawanie ludzi, ich przeroznych i niezwykle bawrnych historii, rozwijanie technik pamieciowych zwlaszcza w kwestii imion, poniewaz w treningu uczestnicza 74 osoby z 16 krajow.

Mimo ze to wszystko byc moze pieknie I ekscytujaco brzmi , to chce was uswiadomic ze zycie w multikulturowej spolecznosci 24h, 7 dni w tygodniu jest wielkim wyzwaniem. Kazdy z nas pochodzi z roznych srodowisk, przyjechalismy tu z innym bagazem doswiadczen, przeroznym systemem wartosci I priorytetami, akceptujacy zupelnie inne zachowania i to co dla mnie jest zupelnie normalna sprawa dla kogos z drugiego kranca globu moze byc zupelnie nie do pomyslenia. Ale to co nas laczy to milosc I pasja dla Boga i ludzi oraz chec niesienia pomocy I czynienia zmian w miejscu w ktorym jestemy.

Od poniedzialku zaczal sie planowy trening, wiec nasze zycie toczy sie wokol scisle wyznaczonego planu tzn pobudka 5.10 ( z tym poki co nie mam wiekszych problemow) .Wschody slona sa tu piekne takze poranne wstawanie niesie tez za soba pewna przyjemnosc, nastepnie o 6 mamy nasz devoution time czyli czas na czytanie Bozego slowa I modlitwe, 7.30 sniadanie, 8.30 wyklady I taka az do lunchu ktory jest ok 13.00 nastepnie mamy zajecia warsztatowe, czas na budowanie grupowych relacji, jakis sport, babskie spotkania. Program jest naprawde urozmaicony. Czesc teoretyczna bedzie trwala niezmiennie az do polowy marca kiedy to czeka nas pierwszy outreach tzn. wyruszamy w trase na ok2 tygodnie by zyc z ludzmi I niesc im pomoc, I to bedzie naprawde ekscytujacy czas, ale blizsze informacje juz wkrotce.

Opisuje wam wszystko z najwieksza starannoscia, bo wiele osob przed wyjazdem pytalo mnie o jakies szczegoly o ktorych nie mialam wczesniej pojecia, teraz staje sie to bardziej przejrzyste, wiec moge powiedziec cos wiecej.

Zakwaterwanie….w bazie panuja warunki raczej spartanskie, ale jak na moje wyobraznie Afryki sa dosc dobre. Niestety nie mam poki co mozliwosci zamieszczenia zadnych zdj.ale polscy przyjaciele ktorzy sa tu razem ze mna prowadza bloga na ktorym mozecie dowiedziec sie I zobaczyc cos wiecej www.czajko.net . Mnie spotkal tu niesamowity przywilej, w zasadzie nie wiem czym sobie na to zasluzylam, ale zamieszkuje nowa, wyremontowana przed rozpoczeciem treningu czesc bazy…pietrowe lozko, wlasne biurko I co bylo najwiekszym szokiem wlasna lazienka z prysznicem….czy ja na pewno jestem na misji w Afryce?! takze naprawde big blessing, ale mysle ze pozniej warunki polowe w jakich przyjdzie nam zyc moga byc lekkim szokiem

Jedzonko (papu) nie bylo jeszcze mozliwosci zasmakowania typowo afrykanskiej kuchni z jej niezliczonymi przysmakami, jednak przyjdzie jeszcze na to czas, gdyz szykuje sie prawdziwe orientalny dzien I kazdy bedzie gotowal specjalnosc swojej kuchni…Jesli macie jakies pomysly na prawdziwie smakowity polski przysmak, ktory powali na kolana 70 osob przy stosunkowo niskim budzecie, piszcie…plis

Kuchnia poki co monotematyczna, niskokaloryczna, niskobudzetowa I stosunkowo dietetyczna…jak dla mnie ok

Na zakonczenie krotka historia o mojej pierwszej wizycie w AIDShope…sobota jest w bazie dniem wolnym…spanie do oporu, calodniowe lenistwo, jednak po przylocie razem z polska ekipa I pewnym sympatycznym niemcem postanowlismy konstruktywnie wykorzystac ten czas I udalismy sie do Mamelodii wioski polozonej kilkanascie km od Pretorii. Miejsce wielu kontrastow I typowej afrykanskiej kultury. Po jednej stronie drogi mozna dostrzec wielkie I pelne przepychu wille, kilka metrow dalej slumsowe osiedle, pelne blaszanych barakow. Widok ktory lamie serce, sciska w gardle gdy widzisz dzieci bawiace sie na wysypiskach smieci. Osrodek OM (organizacji do ktorej dolaczaylam) prowadzi tam zajecia dla dzieciakow. Para misjonarzy nieustannie z nimi pracuje, organizujac im wolny czas, jakies zajecia edukacyjne, zabawy, dozywiajac je. Spedzilismy z nimi to sobotnie przedpoludnie I to byl niezapomnaniany I niezwykle pouczajacy czas. W zasadzie nie chodzilo o nic wiec jak to zeby z nimi porozmaiwac, powyglupiac sie, pograc w pilke, dac mocnego huga (uscisk), wykazac jakies podstawowe zainteresowanie ich osoba na ktore nie maja co liczyc w domu. Doznalismy jednak szoku po uslyszeniu historii pewnej niespelna 10-letniej dziewczynki, ktora w “zartach” powiedziala ze musi sypiac z chlopakami.

Mysle ze czesto nie zdajemy sobie sprawy jak wielkimi szczesciarzami jestemy, zyjac w dobrobycie I dostatku, nie muszac isc na tak daleko posuniete kompromisy w naszym zyciu by np. zarobic na chleb etc. jak wiele jeszcze takich historii przyjdzie mi uslyszec tego nie wiem…jednak to z czego jestem prawdziwe dumna to fakt, ze sluze zywemu Bogu, ktory uczy mnie jak czynic roznice w tym swiecie. Byc moze bedzie to wymagalo umierania dla swego ego, bezpiecznego, wygodnego miejsca, rezygnacji ze swoich planow, ambicji I marzen, ale Boze Slowo uczy mnie ze kto znalazl Jezusa ten odnalazl prawde i zycie.

Jesli bedziecie mieli ochote do mnie napisac co bedzie prawdziwa przyjemnosci, gdyz czytanie wiadomosci poki co jest tu moja jedyna rozwrywka, to jest moj adres:monika.kaczmarzyk@tt.rsa.om.org

Sciskam was niezwykle mocno I Pozdrawiam z przepieknego miejsca na planecie ziemia

Monika


środa, 27 stycznia 2010

Do zobaczenia Polsko!!!

Na kilka godzin przed odlotem odczuwam niesamowita ekscytacje i delikatna niepewność na mysl o nadchodzących miesiącach. To niezwykłe doczekać dnia kiedy spełnia sie wielkie marzenie. Znajde sie w miejscu od którego zawsze stroniłam, czyli błotko, rzadka toaleta, dzika zwierzyna zewsząd, ale jednak czuje że to będzie najpiekniejsza historia mojego życia. Ponieważ kiedy znajdujesz sie w miejscu swego przeznaczenia nie licza sie miejsca czy warunki, ale ludzie, jedność myśli, serc i cel jaki przed nami stoi. Także to do czego chce dążyć to wnosic miłość, nadzieję, radość i światło Jezusa do miejsc w których nigdy ona nie gościła.
Moje marzenie nigdy nie było by urzeczywistnione gdyby nie pomoc i wsparcie wielu osób, dziękuje wam Kochani!!! Kiedy zmieniasz jedno życie zmieniasz świat. Nigdy nie rezygnuj ze swoich marzeń, bo nie wiesz kiedy okażą się potrzebne.
Żegnaj POLSKO na najbliższe 6 m-cy.

środa, 20 stycznia 2010

Życie przed Afryką




Sen o Afryce intensywnie dojrzewa we mnie ostatnie 7 miesięcy, kiedy to ostatecznie wsiadłam do samolotu lecącego w kierunku Zielonej Wyspy i zdałam sobie sprawę, że teraz to już nie przelewki, nie ma odwrotu. Z jednej strony strach, niepewność, łzy spływające po policzkach, coś się skończyło, kogoś pożegnałam, ale z drugiej strony cicha nadzieja, że nowy rozdział mojego życia zaskoczy mnie, przyniesie nowe doświadczenia, nieoczekiwane zwroty akcji, wiele emocji...w końcu tak wiele rzeczy przyjdzie robić po raz pierwszy.
Irlandzka przygoda wiele mnie nauczyła, wiele dzięki niej zyskałam...przyjaciół, doświadczenie, wiarę, że jeśli się nie poddajesz wiele jest możliwe, liczne przezabawne historie, również siostrę o której zawsze marzyłam... :) Stala się nią moja najlepsiejsza ciociunia, która jakimś cudem wytrzymała ze mną te 7 długich miesięcy, DZIĘKUJE:)
Do domu wróciłam pełna wigoru, jak po wakacyjnej eskapadzie, z przeładowaną walizą i niezamykającą się buzią. Były rozmowy do rana, nocne kąpiele, utęskniony bigosik, rodzinne śniadanka, ciepła kołderka, tuziny gości i tak bez przestanku.
Ostatnie dwa tygodnie to niekończący sie maraton... czuje sie trochę jak na poligonie, gdzie toczy sie nieustanna walka o drobiazgowo zaplanowany czas, który starannie dzielisz miedzy rodzine, przyjaciół i te wszytskie drobne sprawy które nalezy po drodze pozałatwić.
A i tak precyzja na nic się tu zdaje bo zawsze zdarzy się o kimś zapomnieć... i w tym całym zagonieniu natrafiłam dziś na zdj. małej afrykanskiej dziewczynki i zdałam sobie sprawe ze juz za kilka dni moje wydawałoby sie nieosiagalne, być może nieco naiwne młodzieńcze marzenie stanie się rzeczywistością... niewiarygodne.
I wpatrując się w tą mała, drobną postać przypomniały mi się słowa Jezusa, który mówił: "Póki nie staniecie się jak dzieci nie ujrzycie Królestwa Bożego..." Jak dziecko w zaufaniu, wierze, marzeniach, które On wkłada w nasze serca. Być może wydaje ci się to teraz naiwne, ale prawdą jest, że kto nie dąży do rzeczy niemożliwych, nigdy ich nie osiągnie...a to ci którzy urzeczywistniają swe marzenia sprawiają że świat sie zmienia.
Więc nie ignoruj dziecięcych marzeń, nie rezygnuj z tego co przynosi najwięcej radości, a zobaczysz jak piękne jest życie.



Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...