"Wychowanie dzieci to w rzeczywistości twórcza praca kształtująca naszych następców”. Wychowanie, edukacja, inwestowanie w małe, młode pokolenie ludzi, którzy w przyszłości będą liderami, lekarzami, nauczycielami, będą decydować o tym jak nam będzie się żyło. O nich z dalekiego krańca świata chcę wam opowiadać. Zarażać pasją i miłością do tego co skradło cząstkę mojego serca. O tym, że życie przeżywane z innymi i poświęcone dla innych jest piękną historią z wielokropkiem...
wtorek, 7 marca 2017
Zmiany są potrzebne
Jeśli czytacie ten post to prawdopodobnie wierzycie we mnie bardziej niż ja w siebie. Pisanie nie jest moją mocną stroną, choć wielu twierdzi inaczej. Nie jestem blogerką, a już na pewno nie systematyczną. Na liście moich noworocznych postanowień,to był punkt nr 1, wróć do pisania, bo ponoć jakaś część z was ma jeszcze siłę i ochotę mnie czytać. Dziękuje, że tu zaglądacie.
Po długiej przerwie wracam, mam nadzieje, że na stałe, choć wiele zależy ode mnie, to ogromnie motywuje mnie to, gdy dostaje wasze wiadomości, że czytacie, lubiecie i zadajecie wiele pytań.
Ale do rzeczy...od 10 miesięcy jestem żoną, takiego faceta, że ze świecą szukać, jestem też emigrantką i wieczną poszukiwaczką smaku życia.
Dziś mija dokładnie 4 lata, kiedy ta nowa, nieznana rzeczywistość stała się moim domem, początkowo tymczasowym, nie sądziłam, że tak mi się tu spodoba, że zostanę na długo dłużej. Dziś z perspektywy czasu widzę wiele zmian, we mnie, dojrzałam, na wiele spraw patrzę w życiu inaczej. Choć te ghańskie początki, które na swój sposób wciąż przeżywam, wcale nie były łatwe. I jakoś zawsze to spore dla mnie wyzwanie, by pisać o tych trudniejszych momentach. Jednak ważne by mieć w tym wszystkim zdrowy balans, doceniac dobre chwile i uczyć się doświadczać życia w różnych jego wariacjach.
Wiem też, że to co robię na co dzień, czyli praca nauczyciela i prowadzenia przedszkola na terenach wiejskich odbiega od życia przeciętnego ekspata (czyli obcokrajowca)żyjącego w Ghanie. Odkąd tylko pamiętam marzyłam o nauczaniu w niekonwencjonalny sposób. Ghana trafiła się dość przypadkowo, ale równie szybko stała się bliska memu sercu i odbieram to jako przywilej mieszkania w tej częsci świata. Jednak prawdziwa życiowa przygoda zaczęła się dopiero wtedy, gdy okazało się, że to wszystko, to nie tylko kilkumiesięczny projekt, czy chwilowa wyprawa na kraniec świata, a już tym bardziej nie ma to nic wspólnego z leżeniem pod palmami i nieustannymi wakacjami. Ghana rozciąga moje serce, głowę i mięśnie do maksimum. I po raz kolejny uważam że jestem mega szczęściarą, bo przyszło mi tu pracować z wyjatkową fajnymi ludzmi. Oczywiście, żeby nie było , że to takie chop siup, były zgrzyty, dociera się, małe walki o to czy witka ma byc, ale bardzo szybko wypracowaliśmy sobie system działania i teraz jest naprawdę fajnie, a z drugiej strony, to co kiedyś wyprowadzało mnie z równowagi i podnosiło ciśnienie już na wejściu, teraz powtarzam sobie jak mantrę: Obroni (biała) odpuść, nie zmienisz wszystkiego. Mam też świadomość, że to miejsce nie dla każdego, bo jak totalny perfekcjonista, dbający o każdy detal odnalazł by się w rzeczywistości, gdzie często to poczucie równowagi, estetyki i dbałości o każdą drobnostkę mocno jest tu zachwiane.
A z drugiej strony często myślę o tym jak znaleźć w sobie mądrość i te najgłębsze pokłady ludzkiej wrażliwości by mówić do ludzi o rzeczach, które dla mnie, osoby pochodzącej z tak odmiennej kultury są po prostu nieznane. Bo jak np. mówić o miłosci do dziecka, które nigdy tej miłości nie zaznało, jak nauczyć kogoś punktualności, jeśli w jego lokalnym języku nie istnieje słowo CZAS, jak wymagać od poszanowania dóbr, środowiska i tego co wokół, jeśli te małe istoty każdego dnia walczą o siebie, a większość żyje w blaszanych, bądź glinianych chatach. Często sama zadaje sobie to pytanie... ile jeszcze zmienić musi się we mnie, bym mogła zrozumieć czyjąś sytuacje. Ile muszę przeżyc, doswiadczyć by mówić do ludzi nie tylko z głowy, ale i z serca. Ile muszę stracić swojego ego, tego co ja chcę, ile jeszcze razy wyjść poza strefę swego wygodnictwa by kochać, rozumieć, troszczyć się bezwarunkowo.
Życie w Ghanie potrafi powywrać świat do góry nogami, potrafi skruszyć serce, ale i zmrozić nas jak lód. Cokolwiek robię mam świadomość, że to i tak kropla w morzu, że nie zmienie wszystkiego, ale zawsze mogę byc inicjatorem pozytywnej zmiany, która będzie nowym poczatkiem w życiu jednej osoby, a ta osoba pomoże kolejnej i kolejnej.... nigdy nie patrz pod nogi, a spoglądaj w horyzont. Nie zaniedbuj codzienności, bo to właśnie w niej tkwi siła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie ma świąt bez harmattanu
Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...
-
Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...
-
Kilka tygodni temu wraz z Mabel, moją przyjaciółką i przewodniczką po ghanskim świecie, rozpoczęłyśmy cykl spotkań dla młodych dziewczyn o...
-
Z której strony by na Afrykę nie spojrzeć to kontynent pełen tajemnic, różnorodności, dla jednych fascynujący dla innych przerażający. Na sa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz