No, ale przejdźmy do konkretów...od niedzieli zaczęłam swój wielki tour po Dublinie, zwiedziłam go wzdłuż chyba na całej długości w role przewodnika wcielił się ''wujek'' Steryd znający to miasto doskonale, odbyliśmy interesującą wycieczkę krajoznawczą, zapoznałam mnie z tętniącym życiem centrum i obrzeżami tegoż jakże urokliwego miasta, zaliczyłam podróż dwupietrowym autobusem z rozwrzeszczanymi hiszpańskimi turytami, odkryliśmy małe secesyjne osiedle na którym mieściło się kilka ambasad, dość dziwnie brzmiących państw, był również spacer po parku, a na koniec oczywiście mały shopping po galerii, całe moje marudzenie zniósł bardzo dzielnie, jak to przystało na profesjonalistę.
Poniedziałek spędziłam w domku, ciocia poszła do pracy, a ja zajęłam się wypakowywaniem, układaniem, odnajdywaniem się w nowym miejscu, po małych porządkach był czas na spacer i poznawanie okolicy, to co jest tu doprawdy uderzające to ludzie, bardzo mili, witajacy się na każdym rogu ulicy, nawet w parku zagadują do ciebie...także był czas na krótkie konwersacje.
Kolejny dzień spędziłam z Ninką:) były zakupy, babskie pogawędki, picie kawy i penetracja co ciekawszych kobiecych miejsc, a przy okazji dużo śmiechów chichów, żarcików...Ninka i Iwona(ciocia) są nieprzeciętne jeśli chodzi o liczbę znajomych, gdziekolwiek z nimi wejdziesz tam słychać tylko ''hello, haya, cześć" w kazdym możliwym języku, istne szaleństwo, także dobrze się z nimi zadawać, bo po jakimś czasie mój facebook będzie pełen nowych znajmomych - dziewczyny wypas....
Wczoraj ciociunia Rysia miała wreszcie dzień wolnego, także był wypad na miasto, załatwiałyśmy jakieś papierkowe formalności, a później istne szaleństwo zakupowe, zważając na tutejsze ceny naprawde można poszaleć za niewielka kasę...no i poźniej zwiedzanie. Spacery z ciocia naprawdę należą do udanych, gdyż mamy trochę wspólnych zainteresowań także, pokazywała mi ciekawą architekturę, opowiadała co nieco o kulturze i mentalności ludzi, a na koniec, całkiem niespodziewanie zaprowadziła mnie na wystawę afrykańską, także miałam swoją małą ziemie obiecaną i to był chyba najfajniejszy punkt tej wycieczki.
Sami widzicie troszkę się dzieje, a to i tak nie wszystkie opowieści, jest ich troszkę więcej, ale co nieco zostawię dla siebie.
ściskam was mocno:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz