wtorek, 27 marca 2012

więzi rodzinne








Zapewne wszystkim dobrze znane jest stare polskie porzekadło,że z rodziną najlepiej wychodzi się jedynie na zdjęciach...czy to prawda?
Ja faktycznie zatracam się w robieniu zdjęć moim najbliższym. Co poniektórzy mają mnie już serdecznie dość i nie bez powodu zostałam nazwana rodzinnym paparazzim,
ale po prostu staram się zatrzymać czas i uwiecznić nasze wspólne spotkania. Szczególnym okazją do tego jest moment, gdy raz na jakiś czas do Polski przylatuje moja najwspanialsza z cioć o której niejednokrotnie pisałam na łamach mojego bloga. Na stałe mieszka w Dublinie, a od czasu do czasu, gdy prawdziwie zatęskni za soczystym pomidorkiem, dobrze wypieczonym chlebkiem, czy wyborną zalewajeczką swojej mamy wpada nas odwiedzić.
W przypadku naszej szalonej familii przysłowie to jest zupełnie nietrafione, bo my za sobą przepadamy. Pomimo rożnych doświadczeń i dekad jakie nas dzielą potrafimy razem śmiać się i płakać. Dla mnie rodzina jest najcenniejszym skarbem. I często się o tym nie słyszy z ust młodych ludzi, bo to siara, albo nie wypada, a ja to powiem i być może zabrzmi to nieskromnie, ale uważam że jestem szczęściarą, że wychowywali mnie tak mądrzy rodzice, ucząc wrażliwości na drugiego człowieka, ciekawości świata i dali tak wiele wolności w podejmowaniu dojrzałych decyzji. Mimo, że nie zawsze umiałam to docenić to teraz widzę jak ich praca nade mną mnie ukształtowała i jestem wdzięczna, bo są dla mnie autorytetem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...