"Wychowanie dzieci to w rzeczywistości twórcza praca kształtująca naszych następców”. Wychowanie, edukacja, inwestowanie w małe, młode pokolenie ludzi, którzy w przyszłości będą liderami, lekarzami, nauczycielami, będą decydować o tym jak nam będzie się żyło. O nich z dalekiego krańca świata chcę wam opowiadać. Zarażać pasją i miłością do tego co skradło cząstkę mojego serca. O tym, że życie przeżywane z innymi i poświęcone dla innych jest piękną historią z wielokropkiem...
środa, 27 lutego 2013
W innym świecie
Po dzisiejszym spacerze na lokalny market-bazar przypomniał mi się wiersz mojego dzieciństwa „Na bazarze w dzień targowy takie słyszy się rozmowy…” gdybym mogła je tylko usłyszeć i zrozumieć to z miłą chęcią bym je powtórzyła, ale jest to nierealne. W każdą środę i sobotę, Mankessim zamienia się w jedno wielkie targowisko. Do miasta zjeżdżają się tabunami ludzie z okolicznych wiosek, by uzupełnić nieco domowe zasoby. Na ulicach panuje niewiarygodny zgiełk i hałas. Uliczni handlarze próbują sprzedać cokolwiek na winie się pod ręką, wykrzykując przy tym głośno : bra bra co ma mnie zachęcić białą, OBRONI do zakupu. Ja natomiast z chęcią stałabym się niewidoczna, bo biały człowiek bywa tu często utożsamiany z kiścią zielonych papierków, co sprawia, że gdy chętnie kupiłabym jakis drobiazg, lokalni sprzedawcy windują cenę trzykrotnie. Dobrze, że przed wyjazdem dostałam właściwe instrukcje, że umiejętności do targowania się na pewno będą tu w cenie, także praktykuje gdzie tylko mogę.
Od kilku dni prowadzimy kampanie uświadamiające w tematyce cholery i malarii, odwiedzając oddalone od Mankessim wioski. Wczoraj zawitaliśmy w Duadze, pięknej wiosce oddalonej o jakieś 25 km od mojego miasteczka. Przez chwilę poczułam się jakbym znalazła się w innym świecie, jakieś równoległej rzeczywistości. Surowe krajobrazy, gliniane chaty, skąpo ubrane dzieci biegające po ulicach, przekrój pokoleń witający nas radośnie u wjazdu do wioski. Zafundowałam sobie mały spacer by zorientować się w sytuacji i trochę porozmawiać z lokalsami. Można było szybko dostrzec, że zmagają się z trudnymi warunkami, bez stałego dopływu wody której wciąż brakuje, prądu, gotując na ogniu, co dzień na nowo próbując wydrzeć przyrodzie coś do jedzenia, by przetrwać. I mimo wszystko w każdej sytuacji odnajdują powody do uśmiechu i zadowolenia. Cieszą ich proste rzeczy. Wspólnie spędzony czas, chwila rozmowy.
Poza tym co my mieliśmy im do przekazania w temacie prewencji i symptomów chorobowych, ku mojemu zaskoczeniu miejscowa ludność była dobrze doinformowana. Pierwsza prelekcje prowadziliśmy w miejscu przypominającym farmę, pracowały tam głównie kobiety. Od wczesnych godzin porannych pracowały przy wielkich rozgrzanych do czerwoności kotłach w których gotowały PALM OIL, by następnie sprzedać go na bazarze, a w pobliżu bawiły się tuziny dzieci. Gdy to zobaczyłam, serce mi zabiło ze zdwojoną siłą ze strachu, czy one nie zdają sobie sprawy, że to wielkie niebezpieczeństwo? Jakże niewiele trzeba do tragedii - pomyślałam. Po oficjalnej części zaczęliśmy dopytywać o podstawowe potrzeby, z jakimi problemami się zmagają…i na pierwszy rzut oka lista mogła by się mnożyć w nieskończoność. Ale one wspomniały o trzech podstawowych rzeczach, dzieci potrzebują ubrań i materiałów szkolnych, bywa że gdy dziecko nie jest w stanie przynieść tego do szkoły po prostu do niej nie idzie, spędzając dnie na farmie gdzie pracują matki. Wielką potrzebą okazało się tez przedszkole czy żłobek dla tych maleństw, które już chodzą a są za ciężkie by je nosić, bądź jest ich więcej i matki nie są w stanie dopilnować ich wszystkich, wtedy nie dużo trzeba do nieszczęścia.
Po powrocie do domu czułam się trochę przytłoczona skalą potrzeb, bo to dopiero początek listy, a może marzeń czy wyzwań, które na mnie/nas tu czekają. Jednak po chwili refleksji, rozważań, doszłam do wniosku że skoro tu jestem to właśnie po to by coś zrobić a nie załamywać ręce… koncentracja na rozwiązaniu a nie problemie jest celem. Tym bardziej, że wiem skąd pochodzi moja inspiracja i siła. Nieustannie doświadczam tu Bożego błogosławieństwa, Jego łaski i pokoju i jeśli On jest ze mną to któż przeciwko…
P.S W najbliższym czasie ruszamy z oficjalnym projektem dotyczącym otwarcia Centrum Edukacyjnego - biblioteki dla dzieciaków z mojego miasteczka. Do tej pory nie istniało tu takie miejsce. Jeśli chciał/a byś się zaangażować przekazując jakieś wsparcie odezwij się do mnie.
Będę bardzo wdzięczna
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie ma świąt bez harmattanu
Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...
-
Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...
-
Kilka tygodni temu wraz z Mabel, moją przyjaciółką i przewodniczką po ghanskim świecie, rozpoczęłyśmy cykl spotkań dla młodych dziewczyn o...
-
Z której strony by na Afrykę nie spojrzeć to kontynent pełen tajemnic, różnorodności, dla jednych fascynujący dla innych przerażający. Na sa...
Moniu, czy Ty zdajesz sobie sprawę z tego w jakim cudownym miejscu jesteś?? Pewnie tak :) tak tylko pytam.. bo zdjęcia są NIESAMOWITE! Zgadniej co mnie najbardziej zainspirowało w Twym wpisie? :) BIBLIOTEKA! :D Do zaangażowania nie trzeba mnie zatem namawiać! Buziaków tysiąc! /NaNa
OdpowiedzUsuń