środa, 12 lipca 2017

Życiowe wyzwania

Przez długi czas wydawało mi się, że budowa szkoły/przedszkola, w pocie czoła, bo przy 40 stopniach Celcjusza, na obcym kontynencie, szkoła z zerowym budżetem na starcie, na dodatek w obcym, nieznanym mi języku, będzie największym wyzwaniem mojego życia, oh jak bardzo się myliłam. Kiedy wróciłam do Ghany ponowne w połowie 2014, szkoła działała już od 6 miesięcy. Spotkałam na miejscu grupę 6 zupełnie obcych mi ludzi. A ja kim ja właściwie dla nich byłam?! Do tej pory się zastanawiam białą wolontariuszką, bo raczej nie masajką, intruzem, szefową, tak naprawdę miksem niedoskonałym. I z całym swoim entuzjazmem, kosmicznymi ambicjami, i wyoskimi oczekiwaniami świeżo upieczonej pedagożki, chciałam przewrócić ich świat do góry nogami, zaprowadzić dobrą zmianę, bo wiedziałam że mimo, że czas płynie tam z inną częstotliwością, 6 miesięcy zleci w mgnieniu oka. Początki do łatwych nie należały, tak naprawdę gdyby nie niezastąpiona Mabel, która tłumaczyła mi zawiłości tutejszego systemu edukacji, pewnie dawno być się już poddała, bo zupełnie nie po drodze było mi z witką i nauczycielskim autorytaryzmem. Trzeba było zacząć od początku, stworzenia planu działania, przebiegu zajęć, sylabusa, który przyjazny by był takim maluchom, aż po edukacje nauczycieli, z których wówczas żaden nie miał zbytnio pojęcia czym jest edukacja dzieci na etapie wczesnoszkolnym. Do tego należałoby wam wymalować odrobinę kontekst kulturowy na terenach wiejskich, gdzie wysłanie dziecka do przedszkola to dodatkowy koszt na który wielu nie stać. Zdobycie edukacji jest raczej przywilejem niż obowiązkiem. Wiele dzieci maszeruje z rodzicami na farmę, gdzie większość dnia spędza między kłosami żyta, kukurydzy, niby na łonie natury, ale w palącym słońcu, przed którym nikt i nic je nie chroni. Bądź tak jak dzieci z naszej wioski na farmie oleju palmowego, gdzie bawią się między rozgrzanymi kotłami.
Radość była niezwykła, gdy pierwszego roku mieliśmy ponad 80 dzieciaków w naszym przedszkolu. Jednak szybko zdałam sobie sprawę, że moje oczekiwania miały się nijak to możliwości i zaplecza jakie dysponowaliśmy w szkole. Z frustracji często rwałam włosy z głowy, bo nie mieściło mi się w tej mojej europejskiej głowie, że dzieci pół dnia mogą przesiedzieć na matach bez żadnej stymulacji, nauczycielom zdarzało się czasem uciąć sobie drzemeczkę w czasie pracy, dla mnie nie do pomyślenia, a w tutejszych warunkach było to zupełnie normalne. Pierwsza i największa lekcja brzmiała: nie oceniaj człowieka zanim nie poznasz jego historii. A druga: "na wszystko przyjdzie czas". Nie raz chciałam się poddać, ale to by było za proste. Stwierdziłam, że trzeba zmotywować załogę do pracy, więc nie ma lepszej drogi niż przez żołądek do serca. Po skończonych zajęciach z dziećmi, zasiadaliśmy do wspólnego posiłku, gdzie między rozmowami w lokalnym dialekcie próbowałam się dowiedzieć jak wygląda ich życie poza szkołą. Ja otwierałam usta ze zdziwienia, słysząc te mrożące krew w żyłach historie, a oni mieli szerokiego rogala na twarzy widząc jak nieporadnie próbuje jeść rękoma ich lokalne smakołyki. Internet był wielką pomocą w wymyślaniu warsztatów i przygotowaniu zajęc edukacyjnych zarówno dla nauczycieli jak i dzieciaków. Jednak szeroko otwarte oczy i odrobina wrażliwości sprawiały, że zaczęłam odkrywać afrykańskie skarby. Zobaczyłam, że w ich własnej kulturze jest tak wiele rytmicznych i muzycznych, w które dzieciaki uwielbiają się bawić. Kiedy ja otworzyłam się na ich bogactwo, to oni z chęcią zaczęli czerpać z mojego. Do tej pory łezka kręci się w oku, gdy wchodzę do klasy i widzę z jakim zaangażowaniem nauczyciele starają się prowadzić lekcje, czasem w zupełnie niekonwencjonalny sposób. Oczywiście hen hen daleko nam do ideału, standardów europejskich, amerykańskich i nawet tych ekskluzywnych ghańskich, jesteśmy małą szkołą na peryferiach to jestem ogromnie dumna i wdzięczna za te 4 lata działalności. Jestem dumna z super nauczycieli Kofiego, Josepha, Mercy, Emmanuela i Mabel, bo to ich pasja, oddziałuje na nasze dzieciaki. I serce pęka mi z wdzięczności za każdą osobę, firmę, kościół, stowarzyszanie, fundacje, które nas wspierają, nie przestawajcie, bardzo prosimy, bez was by nas nie było, bo dzięki waszej tu obecności, hojności i wsparciu działamy przez 1460 dni i chcemy tak jak najdłużej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...