wtorek, 18 sierpnia 2009

Zaczęło się nietypowo, bo słonecznie, a więc szybki zryw i jakiś dobry plan na resztę popołudnia. Po tym jak o po porannej wizycie w biurze rekrutacyjnym przetransportowałam się do miasta, spragniona wiedzy ulokowałam się na dziedzińcu Trinity College, choć w taki sposób rekompensując chwilową przerwę w nauce. Była ławeczka, książka, muzyka i sandwich na mały głód, a na przeciw mnie tłumy ludzi, różne kolory, języki mniej lub bardziej zrozumiałe, ale po prostu to co kocham życie przepływało z każdej strony, gdzie by nie spojrzeć LUDZIE. I w tej całej sielankowej atmosferze telefon, za pół godziny przy szpili. Kilka dni wcześniej nasza(tzn moja i rysia) koleżanka Ninka miała urodziny i postanowiłyśmy zrobić mały surprise, także było Happy Birthday i siara na pół miasta.Wszystko udokumentował wierny paparazzi owych pań:) Pojechałyśmy do naszego ulubionego nadmorskiego miasteczka i tam już zupełnie oddałyśmy się rozkoszy letniego nic nie robienia,to był jedyny taki dzień w roku. Były śmiechy do utraty tchu, kawa, tort z jednego talerza, prawdziwa wycieczka plenerowa, takiego dnia naprawdę dawno nie miałam:) 3*R - rozkoszna radość z relaksu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...