czwartek, 7 sierpnia 2014

Jedzenie po Afrykańsku

Moja aklimatyzacyjna wciąż trwa. Wydawać by się mogło, że po rocznym pobycie już nic specjalnie mnie nie zaskoczy, nie będe przeżywała faktu, że samochód potrafi utknąc w korku na kilka dobrych godzin, że wyjście po bułeczki do sklepu to nie podskoczenie do najbliższej budki na rogu, a całkiem niezła eskapada, że mięso i ryż to tu danie królewskie. A jednak od kilku dni nie opuszcza mnie wrażenie, że jestem tu jeszcze większym świeżakiem niż poprzednio... Nie wszystko jest takie łatwe jakby się mogło wydawać, a jednak są wokoło mnie ludzie, którzy sprawiają, że ta nowa-stara rzeczywistość jest duża łatwiejsza do przetrawienia. A więc jeśli zapytacie mnie co się jada w Ghanie...to klasa średnia, czyli ja, jadam ryż ze stew (gulaszem, czy sosem) zresztą bardzo smaczny, i plantainy z fasolą,potocznie zwane red red przygotowany przez uroczą Faustinaki, wyborne. Staram się też troszkę jeszcze nieudolnie przemycać, może nie koniecznie polską kuchnie, ale jakieś pomysły a la coś z niczego. Co prawda odkrywam tu po troszku polskie produkty są buraczki, są ziemniaczki, sporo warzyw, jakiś kawał mięsa można również znaleźć w markecie...ale już za kilka dni nie będzie czasu na to by szaleć w kuchni, pewnie wskoczę na market po puszkę sardynek, tudzież tunczyka opakowanie makarony i sos pomidorowy. Jakkolwiek na tą chwilę smakuje Ghany...Bon Apetit!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...