wtorek, 6 października 2015

Janusz Korczak Day Care Center reaktywacja

Puste mury naszego przedszkola zaczęły na nowo tętnić życiem z początkiem września, to właśnie wtedy w Ghanie zaczyna się rok szkolny. A ja po raz kolejny wracam do wioski z projektem "Wolontariat Polska Pomoc" którego z jednym z celów jest wyrównywanie szans edukacyjnych dzieci z terenów wiejskich. To moja radość i pasja widzieć te najmniejsze często pozostawione same sobie dzieciaki, kiedy tryskają radością i energią wchodząc do swojego małego świata. Pierwszy dzwonek i znowu ta sama wrzawa. Tęskniłam za tym słodkim rozgardiaszem. Nasze szeregi przerzedziły się troszeczkę odkąd opuściły nas 5-latki, ale ponad 50 maluchów i tak sprawia, że każdego dnia mamy sporo zabawy.
Dzień zaczyna się od porannego spotkania na patio szkolnym. Modlitwa, przywitanie wszystkich, dzieci rozchodzą się do klas. I zaczynamy nasz poranny maraton. Trochę nauki, więcej zabawy, zajęcia sportowe, co niektórym zdarzy się przedwczesna drzemka na stole. Dzieci nie usiedzą w miejscu dłużej niz 10 minut więc pod ręką mamy sporo piosenek, wierszyków, wyliczanek. Pierwsze dni są raczej płaczące, bo dla wielu z nich to pierwsza dłuższa rozłąka z mamą, ale po kilku dniach czują się jak u siebie. Staram się dzielić swoją uwagę na wszystkich, nie zapomnieć o przytulańcu, buziaku czy chwili spędzonej z każdym choć troszeczkę, bo widzę że jak wielkie to ma dla nich znaczenie. King David tak nazywamy naszego malucha przyszedł dziś do szkoły zdecydowanie nie w sosie. Usiadł w rogu i nie pozwolił sie nikomu dotknąć. Przekupiłam go kawałkiem pomarańczy, usiadł na kolanach i zaczeliśmy się bawić. Po kilku minutach jakby zapomniał, że obraził się na cały świat. Wystarczy kilka buziaków i chwila tulenia. Prawdopodobni nikt w domu nie przykłada do tego większej uwagi, często brak im pieszczot, poczucia bezpieczeństwa, miłości. Nawet w szkole powtarzam do znudzenia nauczycielom, nie ignorujcie tego małego człowieka w ciele dziecka. Bo to jak wy ich dzisiaj traktujecie tak oni będą traktować innych. Pracuje wraz z 7 osobową załogą. Poranne zajęcia prowadzę w klasie Pani Grace. Ponad 30 maluszków 2-3,5 latka to jeszcze maluchy. Więc dwoimy się i troimy by zabawiać nasze dzieciaki. Piosenki, gry słowne, zabawy ruchowe są najlepszą aktywnością. Mam tu ze sobą cudowną wolontariuszkę Mabel bez której nie wyobrażam sobie moich działań. Biorac pod uwagę, że większość z tych dzieciaków nie mówi po angielsku gdyby nie ona, nie byłabym w stanie za wiele tu zrobić. Po południu czeka na mnie 20 osobowy wulkan energii w klasie Pana Kofiego. Ta grupa to jest moc, trzeba wykazać się tu sporą wyobraźnia i kreatywnością by nasze przedszkolaki chciały usiedzieć w miejscu choćby chwile. Po intensywnym poranku przychodzi czas na małe co nieco. I ten moment lubię najbardziej. 15 minut abolutnej ciszy, słychać tylko mlaskanie. Pełne brzuszki i uśmiech nie schodzi z twarzy. Tych dzieci nie trzeba prosić dwa razy by jadły, wszystko znika w jednej chwili. Dieta nie jest jakaś wykwintna, ale zawsze są jakieś lokalne produkty jajka, yam, kasava, fasola zawsze z dodatkiem warzyw, a co piątek ulubiony owoc. Poobiednia drzemka i czas do domu. Można by powiedzieć, cóż to znowu za praca, a ja każdego dnia po poranku z dzieciakami ocieram pot z czoła ruszam w wioskę na spotkania z kobietami, wracam do domu zmęczona ale z radością, bo wiem, że robię to co kocham.

1 komentarz:

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...