środa, 3 lutego 2010

LISTY Z AFRYKI

Witajcie Kochani!


Dzis mija dokladnie tydzien od momentu kiedy wsiadlam do samolotu i zdecydowalam sie zaczac nowy rozdzial mojego zycia pt: Destiny – przeznaczenie, a moze poprostu podjelam probe by je odnalezc, nieistotne…

Przygoda zaczela sie juz na lotnisku na ktore dotarlismy przed czasem. Samolot mial spore opoznienie, a zwazajac na moja paniczna nature (wciaz nie jestem doskonala) ktora ma spore skolonnosci do zamartwiania sie na zapas, to byly juz pierwsze schody. Perspektywa spedzenia calej nocy i dnia samej w Zurichu z lekka wprawila mnie w stan oslupienia, az zaniemowilam. Przeszyta drobnym dreszczykiem emocji i odretwiala ze strachu pozegnalam sie z rodzina i przyjaciolmi nie roniac nawet lzy, co w moim przypadku jest dosc dziwna rzecza, bo ja zwykle placze jak bobr….nie tym razem

Wsiadlam do samolotu , bylo juz dosc ciemno wiec nie zdolalam zobaczyc niczego, co mogloby odciagnac moje mysli od faktu ze jestem spozniona. Obok mnie siedziala kobieta z dzieckiem ktora jak sie po chwili okazalo leciala w to samo miejsce tzn do Johannesburga, tym samym spoznionym samolotem, poniewaz byla sama zaoferowalam jej swoja pomoc w zamian ze ewentualnie bede mogla liczyc na jej w razie potrzeby.

Po chwili konwersacji okazalo sie ze jest z Polski i przez jakis czas mieszkala w Indonezji, a teraz mieszka na obrzezach Johannnseburga czyli dokladnie tam dokad lecialam.

Jakims cudem udalo nam sie zdazyc na samolot do JHB tej samej nocy. Kiedy juz wygodnie zajelam swoje miejsce,po chwili odetchnienia zasnelam i obudzialam sie na sniadanie czyli ok.6 a.m

Po przylocie na lotnisku czekala na mnie cala polska ekipa czyli Weronika, Szczepan i Bartek z glosnym wiwatem I polskim kibicowskim szalikiem, nie dalo sie ich nie rozpoznac Mimo ze nie znalismy sie wczesniej osobiscie to widzac ich poczulam sie jakbym znalazla sie w domu…JUPI wreszcie Polski team w komplecie.

Pierwsze dni w bazie (od czwartku- niedzieli) mijaly raczej spokojnie…czas asymilacji, rozwijania lingwistycznych umiejetnosci co niejednokrotnie bylo przyczyna licznych frustracji, poznawanie ludzi, ich przeroznych i niezwykle bawrnych historii, rozwijanie technik pamieciowych zwlaszcza w kwestii imion, poniewaz w treningu uczestnicza 74 osoby z 16 krajow.

Mimo ze to wszystko byc moze pieknie I ekscytujaco brzmi , to chce was uswiadomic ze zycie w multikulturowej spolecznosci 24h, 7 dni w tygodniu jest wielkim wyzwaniem. Kazdy z nas pochodzi z roznych srodowisk, przyjechalismy tu z innym bagazem doswiadczen, przeroznym systemem wartosci I priorytetami, akceptujacy zupelnie inne zachowania i to co dla mnie jest zupelnie normalna sprawa dla kogos z drugiego kranca globu moze byc zupelnie nie do pomyslenia. Ale to co nas laczy to milosc I pasja dla Boga i ludzi oraz chec niesienia pomocy I czynienia zmian w miejscu w ktorym jestemy.

Od poniedzialku zaczal sie planowy trening, wiec nasze zycie toczy sie wokol scisle wyznaczonego planu tzn pobudka 5.10 ( z tym poki co nie mam wiekszych problemow) .Wschody slona sa tu piekne takze poranne wstawanie niesie tez za soba pewna przyjemnosc, nastepnie o 6 mamy nasz devoution time czyli czas na czytanie Bozego slowa I modlitwe, 7.30 sniadanie, 8.30 wyklady I taka az do lunchu ktory jest ok 13.00 nastepnie mamy zajecia warsztatowe, czas na budowanie grupowych relacji, jakis sport, babskie spotkania. Program jest naprawde urozmaicony. Czesc teoretyczna bedzie trwala niezmiennie az do polowy marca kiedy to czeka nas pierwszy outreach tzn. wyruszamy w trase na ok2 tygodnie by zyc z ludzmi I niesc im pomoc, I to bedzie naprawde ekscytujacy czas, ale blizsze informacje juz wkrotce.

Opisuje wam wszystko z najwieksza starannoscia, bo wiele osob przed wyjazdem pytalo mnie o jakies szczegoly o ktorych nie mialam wczesniej pojecia, teraz staje sie to bardziej przejrzyste, wiec moge powiedziec cos wiecej.

Zakwaterwanie….w bazie panuja warunki raczej spartanskie, ale jak na moje wyobraznie Afryki sa dosc dobre. Niestety nie mam poki co mozliwosci zamieszczenia zadnych zdj.ale polscy przyjaciele ktorzy sa tu razem ze mna prowadza bloga na ktorym mozecie dowiedziec sie I zobaczyc cos wiecej www.czajko.net . Mnie spotkal tu niesamowity przywilej, w zasadzie nie wiem czym sobie na to zasluzylam, ale zamieszkuje nowa, wyremontowana przed rozpoczeciem treningu czesc bazy…pietrowe lozko, wlasne biurko I co bylo najwiekszym szokiem wlasna lazienka z prysznicem….czy ja na pewno jestem na misji w Afryce?! takze naprawde big blessing, ale mysle ze pozniej warunki polowe w jakich przyjdzie nam zyc moga byc lekkim szokiem

Jedzonko (papu) nie bylo jeszcze mozliwosci zasmakowania typowo afrykanskiej kuchni z jej niezliczonymi przysmakami, jednak przyjdzie jeszcze na to czas, gdyz szykuje sie prawdziwe orientalny dzien I kazdy bedzie gotowal specjalnosc swojej kuchni…Jesli macie jakies pomysly na prawdziwie smakowity polski przysmak, ktory powali na kolana 70 osob przy stosunkowo niskim budzecie, piszcie…plis

Kuchnia poki co monotematyczna, niskokaloryczna, niskobudzetowa I stosunkowo dietetyczna…jak dla mnie ok

Na zakonczenie krotka historia o mojej pierwszej wizycie w AIDShope…sobota jest w bazie dniem wolnym…spanie do oporu, calodniowe lenistwo, jednak po przylocie razem z polska ekipa I pewnym sympatycznym niemcem postanowlismy konstruktywnie wykorzystac ten czas I udalismy sie do Mamelodii wioski polozonej kilkanascie km od Pretorii. Miejsce wielu kontrastow I typowej afrykanskiej kultury. Po jednej stronie drogi mozna dostrzec wielkie I pelne przepychu wille, kilka metrow dalej slumsowe osiedle, pelne blaszanych barakow. Widok ktory lamie serce, sciska w gardle gdy widzisz dzieci bawiace sie na wysypiskach smieci. Osrodek OM (organizacji do ktorej dolaczaylam) prowadzi tam zajecia dla dzieciakow. Para misjonarzy nieustannie z nimi pracuje, organizujac im wolny czas, jakies zajecia edukacyjne, zabawy, dozywiajac je. Spedzilismy z nimi to sobotnie przedpoludnie I to byl niezapomnaniany I niezwykle pouczajacy czas. W zasadzie nie chodzilo o nic wiec jak to zeby z nimi porozmaiwac, powyglupiac sie, pograc w pilke, dac mocnego huga (uscisk), wykazac jakies podstawowe zainteresowanie ich osoba na ktore nie maja co liczyc w domu. Doznalismy jednak szoku po uslyszeniu historii pewnej niespelna 10-letniej dziewczynki, ktora w “zartach” powiedziala ze musi sypiac z chlopakami.

Mysle ze czesto nie zdajemy sobie sprawy jak wielkimi szczesciarzami jestemy, zyjac w dobrobycie I dostatku, nie muszac isc na tak daleko posuniete kompromisy w naszym zyciu by np. zarobic na chleb etc. jak wiele jeszcze takich historii przyjdzie mi uslyszec tego nie wiem…jednak to z czego jestem prawdziwe dumna to fakt, ze sluze zywemu Bogu, ktory uczy mnie jak czynic roznice w tym swiecie. Byc moze bedzie to wymagalo umierania dla swego ego, bezpiecznego, wygodnego miejsca, rezygnacji ze swoich planow, ambicji I marzen, ale Boze Slowo uczy mnie ze kto znalazl Jezusa ten odnalazl prawde i zycie.

Jesli bedziecie mieli ochote do mnie napisac co bedzie prawdziwa przyjemnosci, gdyz czytanie wiadomosci poki co jest tu moja jedyna rozwrywka, to jest moj adres:monika.kaczmarzyk@tt.rsa.om.org

Sciskam was niezwykle mocno I Pozdrawiam z przepieknego miejsca na planecie ziemia

Monika


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...