wtorek, 19 lutego 2013

Czas na działanie

Przyszedł czas na to, by rajskie widoki lazurowego oceanu, piaszczystych plaż i postrzępionych kokosowych palm zamienić na właściwe działanie. Piątek rozpoczął nasz pierwszy dzień aktywności szkolnej. Po intensywnym tygodniu przygotowań, zapoznaniu się z miejscowymi obyczajami, odwiedzinach w wioskach i szkołach, których nazw nie jestem w stanie powtórzyć ze względu na tak wielką ich liczbę, przyszedł czas na powrót do szkolnej rzeczywistości, tym razem nieco w innej roli. Nasza czwórka została podzielona na polsko-włoskie duety i przypisana do dwóch szkół. Mnie i Stefano przypadła prywatna szkoła w naszym sąsiedztwie. GLOBAL DOORS INTERNATIONAL SCHOOL, powszednie nazywana Pink School ze względu na jej elewacje. Zaczynamy zajęcia o 8.30, oczywiście pierwszy dzień pracy wymaga jeszcze dogrania szczegółów, ustalenia grafiku, planów no i zasadniczo tego co mielibyśmy tam robić. Bo jak to w tutejszych warunkach bywa każda pomoc jest na wagę złota. Nasz niestrudzony i niezastąpiony boss dba o to, żeby nie dać sobie wejść na głowę i wyznaczyć jasne granice, bo żadne z nas nie jest tu wykwalifikowanym nauczycielem. Okazuje się, że nasza szkoła jest również jednym z niewielu centrów informatycznych w okolicy na 10 komputerów działają 2 i co ciekawsze to ja mam być asystentem ICT (Info& Communication Technology) nauczyciela, tak więc przyszedł czas i na samorozwój. Po małej naradzie odbyliśmy spacer po klasach, zostaliśmy przedstawieni każdemu nauczycielowi i uczniom. Dzieciaki reagowały na wieść o nowych europejskich nauczycielach z prawdziwą radością, dopytywały o kraje naszego pochodzenia i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu wiele z nich wiedziało, gdzie leży Polska. Szybko przeprowadziliśmy kurs polskiego i fante w pigułce z wielkim sukcesem. To co niezwykle rzuca się tu w oczy, to ogromne pragnienie wiedzy tych dzieciaków, wielu z nich ma świadomość, że to ich drzwi do lepszej przyszłości. Kiedy piszę te słowa, przychodzi mi na myśl moja niezwykła znajoma, kobieta o wielkim sercu, która zdecydowała się wyjść ze swojej bezpiecznej łodzi i podjęła się wielkiego wyzwania, by wybudować szkołę w jednej z Ghańskich wiosek. Tacy ludzie są dla mnie zawsze wielką inspiracją i rzucają mi kolejne wyzwania, by nigdy nie zatrzymywać się w miejscu i mądrze wykorzystywać swój czas, który wpłynie również na życie innego człowieka. Jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej o akcji, zachęcam również do wsparcia finansowego, zapraszam tutaj: http://www.facebook.com/BudujemyszkolewGhanie?ref=ts&fref=ts

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...