piątek, 22 lutego 2013

Nie ma jak w domu

Ponoć dom ma się tylko jeden w życiu i coś w tym musi być, bo ten pierwszy jest często fundamentem na którym budujemy każdy kolejny. Mój był oazą, wsparciem moich młodzieńczych marzeń i planów, był mądrością wypowiadanych słów, nauką jak się dzielić, wybaczać i podnosić się po upadku, ale również równowagą, której w życiu potrzeba. Jakoś tak to zazwyczaj bywa, że łatwiej jest nam dostrzegać te rzeczy z dystansu. Od kilku tygodni bazuje na tym doświadczeniu, pracując z dzieciakami w szkołach, sierocińcach i w lokalnych społecznościach. Poznaje historie dzieci, które nie mają pojęcia czym jest dom, często nie mają możliwości doświadczyć najmniejszych przejawów miłości, bo wychowywane są przez krewnych, którzy nie mają czasu by skupiać na nich swoją uwagę. Dzieci chodzą brudne, w podartych ubraniach, wychowują się na ulicach i nagle przyjeżdża grupa europejskich wolontariuszy i jedyne co możemy im zaoferować to odrobinę uwagi, trochę poświęconego czasu i niewielką dawkę szaleństwa, a one i tak są prze szczęśliwe. I jaki to paradoks, że przyjeżdżam ze świata, który jest w stanie zaoferować tak wiele, a tak naprawdę to nie materialne rzeczy mają prawdziwe znaczenie… W odpowiedzi na liczne zapytania, jak mi się tu żyje, z kim pomieszkuje i czy ta Afryka naprawdę jest aż tak dzika, postanowiłam przybliżyć wam troszkę moją nową codzienność. Mój tymczasowy dom tworzą Ania, bez mała 156 cm wulkan energii, niestrudzona w pokonywaniu ograniczeń ciała i języka, Nanni najdzielniejszy z zuchów, potrafiący oczarować setki dzieci magicznymi sztuczkami oraz swym urokiem, Stefano świetny obserwator i uważny słuchacz dziecięcych historii i ja, Madame Monika- tak wołają na mnie dzieci z sąsiedztwa. Mimo, że dla każdego z nas bez względu na szerokość geograficzną w której się znajdujemy doba wynosi 24h to mam wrażenie, że czas płynie tu zupełnie inaczej. I z pewnością, nie raz słyszeliście już powiedzenie, że Europejczycy mają zegarki a Afrykańczycy mają czas i niewątpliwie jest w tym ziarno prawdy. W Mankessim dzień zaczyna się dość wcześnie, jeszcze zanim słońce wzejdzie i kogut zapieje, zza okna dochodzi już gwar ludzkich rozmów, świergot ptaków, hałas dzieci wędrujących do szkoły, klaksony samochodów, które powoli zaczynają doprowadzać do szaleństwa, a w oknie przesuwają się nieustannie cienie kobiet wędrujących do studni po wodę. To czas kiedy palmowe liście szeleszczą na wietrze, wiatr wygina łodygi drzew. Ja wychodząc do szkoły ok. godz.8 mogę zaczerpnąć jeszcze świeżego powietrza, bo później upał robi się już nie do wytrzymania. Przywykłam już do ubrania klejącego się do każdego centymetra mojego ciała i potu płynącego nieustannie po czole, nie ma znaczenia czy szaleje z dzieciakami czy po prostu stoję w miejscu, po twarzy, policzkach, skroniach, powiekach nieustannie płynie wartka rzeka. I byłoby pięknie gdybyśmy po powrocie do domu mogli odkręcić kurek i zwilżyć się pod rwącym strumieniem chłodzącej wody, przynajmniej tak to działo się zazwyczaj w domu … ale niestety od 3 tygodni deszcz padał tu tylko raz, od najbliższej studni dzieli nas jakieś 2 km (jak na tutejsze warunki i tak nie źle) opanowujemy technikę noszenia wiader na głowie, by zaoszczędzić sił i rozlanej wody, bywają dni kiedy kubek wody musi wystarczyć na toaletę. Zastanawiam się, jaka mądrość przyjdzie do mojego życia poprzez tą lekcję i na jak długo starczy po powrocie, gdy już zapomnę o pyle na rękach??? Zostawiam was również z tym pytaniem… Ponad to wszystko żyją tu ludzie, dzieci ,którzy nie znają innej rzeczywistości, nie myją rąk przed i po posiłku, bo dla nich woda jest produktem bezcennym i na nic zdają się być rozmaite kampanie reklamowe czy zdrowotne, podczas gdy brakuje zaspokojenia podstawowych potrzeb. To czego się tu uczę od bardziej doświadczonych pracowników mojej organizacji to koncentracji na poszukiwaniu rozwiązań, a nie skupianiu się na problemach, co jest dla mnie ogromną i nieustanną inspiracją.

1 komentarz:

  1. Monika, bardzo dziekuje za Twoje slowa i ze dzielisz sie z nami nie tylko wypelaniajacymi Cie przezyciami, ale i Twoimi myslami, pytaniami...
    Dziekuje, ze moge przez to na moj dom, codziennosc i nasze potrzeby spojrzec pod innym katem... - warto jest przypominac sobie, stykac sie z tym, jak roznie i biednie zyja ludzi w innych strefach geograficznych...
    Moni - badz blogoslawiona, dajac swoja pelnie innym, ktorzy tego ciepelka tak bardzo potrzebuja.
    Asia

    OdpowiedzUsuń

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...