środa, 29 lipca 2009

nigdy nie rezygnuj w połowie drogi...

Poniedziałkowy poranek rozpoczął się podobnie jak każdy inny, wstałyśmy znowu zbyt późno by o tym nagłos mówić, ustanowiłyśmy nową tradycje jedzenia śniadanio-obiadów, szef kuchni wyczarował jak zwykle coś z niczego, w menu pojawił się makaron al dente z drugim życiem kurczaka w zalewie kropkowo musztardowej. W planach była jakaś daleka podróż do miejsca, którego nazwy już nie pamiętam, ale ponieważ czas nie był naszym sprzymierzeńcem i kruszył się jak lód postanowiłyśmy pójść na mały kompromis i miało być morze, choc nie tak daleko. Przygotowałyśmy kosz (w tym wypadku torbę z nadrukiem h&m) piknikowy i wyruszyłyśmy...kostiumy nie mówiąc już o opalaniu nie wchodziły w grę, gdyż co prawda kalendarzowe lato w Irlandii, nigdy na tyle ciepłe aby poszaleć w opalaczach, także zadowoliłam się sukienką. Droga była przyjemna, z każdej strony przyroda dostarczała nowych bodźców mym rozbieganym oczętom, było pole do gry w polo, miejski folklor, hiszpańskie hacjendy, zajezdnie autobusowe, etc. aż po wyczerpującej wędrówce doszłyśmy do naszego punktu zwrotnego, który jak się okazało był zamknięty...a to dlaczego??? budują stadiony. Nasza euforia opadła, Iwona nie znała innej drogi, a ja znowu gapowy turysta nie wzięłam mapy, no i wtopa. Poszłyśmy w jedną uliczkę CUL DE SAC(ślepa) druga podobnie, delikatny nerw pojawił się na twarzach, dwie godziny drogi i co, nic?! nie może być...ja w oddali widząc jakiś doniosły budynek chciałam przycupnąć na murku i tam skonsumować nasz prowiant ( taki pół środek,uroczy) ale Iwona wypruła do przodu, ja goniłam za nią raz w prawo, skręt w lewo, tu jakieś skrzyżowanie, mijając stacje benzynową i bramę umieszczoną nie wiadomo skąd na pobliskim parkingu doszłyśmy do parku i wszystko stało się jasne, przypomniała sobie drogę. Ja ocierając pot z czoła biegłam za nią próbując jeszcze złapać w obiektywie małe co nie co, aż zobaczyłam coś co zaparło mój dech...palmy i morze, piasek, trudno opisać ten widok...po prostu piękno. I naszła mnie małą refleksja gdybym została tam na tym murku, nigdy nie zobaczyłabym tego, jak w życiu jeśli poddajemy się w połowie drogi, będąc już niemal na finiszu pozbawiamy się szansy zobaczenia czegoś wielkiego...resztę zobaczycie na zdjęciach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie ma świąt bez harmattanu

Obiecałam post o świątecznej niespodziance w naszym przedszkolu, mimo, że już zanurzamy się w Nowym Roku i zapominamy o świątecznych smaczk...